sobota, 28 kwietnia 2012

And the sound that seems life is a...





And I want love
to split my mouth wide open
and cover up my ears, 
and never let me hear a sound.

I won't let love disrupt, corrupt or interrupt me 
I won't let love disrupt, corrupt, or interrupt me 







Dziecko, dziecko...idź ty się lepiej uczyć.

czwartek, 26 kwietnia 2012

What is that, sir Graham?

      Niesamowite jest wracanie do swoich starych blogów i czytanie. Budzę uśmiech sama w sobie, bo to nie ja. Zadziwiające, że nawet opisywane niegdyś traumy, traumusie były i pewnie nadal są przerażające, ale ubrane w słowa z wtedy, stają się dziś dziwne, łagodne, zastanawiające. Niesamowite, że niektóre czucia ciągną się do dziś, ale czytając o nich mam wrażenie, że to inna bajka, że to odległa, śmieszna trochę historia. I jak to człowiek nie wie, czego tak naprawdę chce. Nie wie czego chcieć.  Na gorzki śmiech mi się zbiera, gdy czytam jak to jest w życiu niby " za mało pytań, za mało omówień, za mało obrazów, za mało dźwięków i metafor". Masz, dziewczyno teraz metafor od ch... Jak pałasz rozkoszą do ich rozkładania i analizowania! "Artystka"?! Teraz to ostatnie, co chciałabym o sobie powiedzieć, uciekam do konkretów, konkrety dają poczucie sensu i stałości. A przynajmniej ich widmo. I co z tego, że "świetnie piszę?" Co z tego? Zeugma, syndekdocha, katercheza. "Elita inteligencka"... nie, nie, nie. O ile szczęśliwsi są prości ludzie! I tak, ja chciałabym, żeby w teatrze były żyrandole, a nie świetlówki. Żeby deklamowali Słowackiego, a nie egzystencjalia z przerywnikiem w postaci: jebana kurwa. To mam we własnej głowie. W teatrze chcę sukni, kapelusza i estetycznej nieżyciowości.Tak właśnie. 

Ale zboczyłam chyba z tematu... Wracając, śmieszą mnie i peszą i te, niby mimochodem przemycane autobiografizmy, które i tak są formą zwierzeń niezupełnie subtelnych. 
Mniejsza z tym jednak. Bardziej od tego wszystkiego zadziwia efekt przejścia. Czytam swoje życie z roku 2010, a potem podnoszę wzrok znad laptopa - i co? jestem 180km od miejsca wydarzeń, w mieszkaniu blokowym, ludzie z tamtego czasu w większości lub po części zniknęli z mojego >teraz< (jakaś część niestety ma pecha - generalnie mojego - że pałęta się ze zdwojoną siłą po meandrach mojej wyobraźni, wyrzutów, kompleksów i słabości)...e, właśnie zdałam sobie sprawę, że znowu uprawiam "nibymimochodny autobiografizm", który tak mnie dżaźni w dawnych postach... e, tak... reasumując...jestem jakieś godziny (ale jednak) świetlne od tamtego czasu/tamtej mnie/tamtego świata, jestem w jakiejś czarno-kolorowej dupie i chyba jestem innym człowiekiem i nie mam seledynowego pojęcia, gdzie to wszystko zmierza, mam nowych, niedotartych znajomych, którzy niewiele znaczą i jadę z życiem na dwa miejsca, czyli w zasadzie nigdzie, codziennie odwiedzam brzuchy kilkunastu autobusów i wyglądam z okna z widokiem na ponoć najpiękniejsze miasto Polski, piszę blogi i zalewam się przetwarzaniem swoich myśli, niby innych, a jednak tych samych. Wiem jednak już teraz, ze nic nie jest takie, jakie się wydaje, ze jest, czy że będzie...i...i...i... głupie, ale chyba jednak:

wszystko się zmieniło, a poza tym zmieniło się niewiele (sic!!!)


Czuję, że głupia byłam. Te wpisy mnie rozkładają na łopatki i zniebieszczają i rozmemływają jak Iwonę Księżniczkę B. Ale za kolejne dwa lata taką samą reakcję wywoła we mnie pewnie i ten wpis. Czy kiedyś się to w dorosłości zatrzymuje? Czy jest się wreszcie dłużej na jakimś stadium? Choćby słowno-percepcyjnym? Czy już do końca będę się śmiała sama z siebie dawnej, co w gruncie rzeczy oznacza nie-dumę? Wniosek z tego, że jestem głupia i teraz. Cóż, na pewno głupsza niż wszyscy inni "hiperzaangażowanihiperinteligetniizapanbratzdyskursamikulturowymi" studenci.
I co zrobisz, jak nic nie zrobisz.

PS. Wszystkie moje powyższe wynurzenia poszły się paść, gdy odnalazłam stary blog mój i Czerwia (ten sam rok 2010 i miesiące), gdzie nibyżetoja piszę w sposób zgoła inny i wcale z politowaniem mi się uśmiechać nie chce, bo to jednak fajne było i z jajem i z taką jakąś wisdom, której nie bardzo pamiętam ani z teraz nawet, ani z wtedy.


wtorek, 24 kwietnia 2012

Title of my bridgehost

"Do your nails green
While singing your keen
Wear your pretty skirt
While tearing his shirt
Don't fall in love with wrong man again
Before going mad, please, count to ten
Don't cry a tear whatever you've heard
No bastard will hurt the Yellow Blackbird"

Rymowanka, którą napisała dla córki (nazywanej w domu Yellow Blackbird) matka, gdzieś w farmerskiej Ameryce. Znalezione kiedyś na blogu (?) tej córki, ale dawno i nie pamiętam jakim dokładnie.

A skojarzyło mi się z tym: NJ




niedziela, 22 kwietnia 2012

More than I asked

Nie da się ukryć, że dorośliśmy. Czy to proces, czy skończyło się w dniu, gdy Rojek odszedł z Myslovitz, nieważne. Jesteśmy po stronie papierosów, zatrudnień, małżeństw, obcasów, wózków, podróży po świecie, związków partnerskich, zleceń, nieobgryzanych paznokci, nowych etapów, mieszkań, roślin w doniczkach, warzyw na patelnię, recenzji, pogodzenia się z pewnymi faktami, uśmiechu Bree van der Kamp, racjonalizacji, rachunków, zsuniętych prześcieradeł, mostów na więcej niż jedna rzece, nudnych rozmów, niepogodzenia, wytartych fraz, lepionych relacji, kompromisów, awantur, cudzych skarpetek w koszu na pranie, liścików na stole, kart płatniczych, kryzysów wiary i pracy w ogrodzie.

Wolność, pojedynczość, oswojenie, samotność, pogodzenie, tęsknota, radość.


sobota, 14 kwietnia 2012

Ready to hoo-hop with you


"It was raining and the bride and groom looked so small beside the slender tower of the church. She was freezed so she left them there and hurried to the bus stop. She was just twenty, but already felt that she will never have a wedding. She believed in vowing in front of God so that she knewed she will never be able to vow herself. It was too significantt and people change so quickly. She thought she will be in solitude forever. There will be no man who will be able to calm her fears, handle her anger, fill her chronic unfulfillment. A man to whom she would like to be a good woman and not feel weak at the same time."

j.f. 


środa, 11 kwietnia 2012

Ładnie, ładnie, bo na nogach

Boże, błogosław cyberprzestrzeń - wbrew pozorom ratuje od defenestracji. Siedzę, przeglądam nieżyciową fotomodę, a w tle genialni tekściarze. Pasuje i jest pięknie. 

A to co było, a nie jest
Wraca po trzykroć
Wilka wycie
Gardłem suchym
Przyspieszonym serca biciem 


I jest tak że czujemy się lepiej
Ale nigdy nie czuliśmy się gorzej


Morskimi latarniami
W torcie świeczkami
Płochymi wskazówkami
Odliczają Tobie mi
 
 
Te złe kontra złe
Biedne dzikie bestie
Miasto mają we krwi
Miasto mają w dupie
 

 
Po tak cienkim lodzie
Możemy się tylko czołgać
To jest lina, to czarodziej
Spróbuj się rozplątać
 
 
Oto ruiny
Inicjały tępym narzędziem ryte
Tatuaże, serca, czaszki, ołtarze
 
 
Trzysta pięćdziesiąt sześć razy i więcej w roku
obchodzimy urodziny
Szczęściarze


 
fashiongonerouge i UL/KR

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

wtorek, 3 kwietnia 2012

Hi my name is Laura, I'm 38

Wszystko, co dobre szybko się kończy. Pantha, cholera, rei. Kilometry-milimetry. Disordery anxietowe. Ptaki w locie i ptaki na skórze. Czy na księżycu jest mgła? Raz normalne, raz nienormalne. Dobre to, co niemoralne. Złe, to co niemoralne. Przyjemny spokój i pokój z widokiem nienablok. Co mi po bażancie. Tu mi śpiewa wróbel i nic nie zrzucam osiem pięter w dół. Kawa i ciasto, zły pies, czerwony zwierz. Czerwcowa noc, rękodzieło do koperty. Ajajajaj. To tylko kilka dni. Złego i dobrego, ściśle niepowiązanego.

 

"rozerwana od środka
elementem turpistycznym
(różana dziewczyna)

z uśmiechem na twarzy
oksymoron dnia
wylatuje oknem
personifikuje kota

a pies siedzi
buja się i pali cygaro

spotkałam kapelusznika
wypiliśmy herbatkę
zdanie parentetyczne
czy to zabronione?
pytanie retoryczne
rymem głębokim
nie chce mi się"
?

Learn to love your mind.




.

.