niedziela, 2 kwietnia 2017

liriope

a więc jesteś, wciąż tutaj. poruszasz się po tych samych kafelkach ulic, co ja. tylko zima łaskawie zacierała ślady topniejącym śniegiem.
długo oczekiwana wiosna miała przynieść życie, a więc przyniosła też strach, że w budzącej się energii miasta będzie ukryte wyzwanie, na które nie jestem gotowa. i było, wymyśliłam je, zmusiłam intuicją do wybrzmienia.

a więc jesteś, wciąż tutaj. a ja, a może moja starsza siostra, którą wydzieliłam, wydestylowałam w niechemicznej reakcji walki o siebie, może to ona, ruda bliźniaczka o mej twarzy, tylko piękniejszej, zatrzymała wzrok i kazała udawać, że nie widzę i nie chcę.

potem były łzy i szorstkość wobec nieszczęśnie skazujących mnie na swoje i muzyki towarzystwo, była walka pod chorągwią słów Thich Nhat Hahna, że przecież w "teraz" się nie cierpi. łzy miały zostać wolno puszczone przy wyżebranym papierosie, ale zamiast nich był kot, ocierający się o łydki w wiosenne cienkich rajstopach. musiał unieść łzy na fibrach futra gdzieś do kociej krainy... lecz po co?

wydarzyło się wiedziane-przewidziane-przywidziane. niewielka ulga, że to już po. na razie...?


niedziela, 12 marca 2017

martz

Jak się czujesz słoneczko?

Pusta jak pustułka.
Obwiązana sznureczkiem czerwonym.
Kręcona kręcona.
Śniąca sny, w których wie, co to szczęście i że tak właśnie chciałaby być w nim.

Budząca się i powtarzająca sobie, że miłość to decyzja, że jak się nie ma co się lubi, to trzeba lubić co się ma.

Zachwycam się czasem tym, co widzisz, co powiesz i tym jak bardzo chcesz otoczyć pustułkę swoimi skrzydłami, choć jeszcze dziurawymi, to tak bardzo chcącymi wystarczać.

Bo sny to się śnią, a nie wydarzają. Nie myl pojęć, pustułko. Nigdy już nie myl tych pojęć.




Żadna kobieta nie zapomni swoich marzeń o tym, kogo chciała mieć.
— Hłasko

niedziela, 18 grudnia 2016

i tie and untie it

Nie, nie, nie uspokoję się...

Gdzie się można wypisać z tej całej farsy?
Z tego obozu przetrwania, za który płacisz grube hajsy jak korpoludki i dostajesz po prostu po dupie?
Nie, nie ma poezji dziś.

Mantruję, palę kadzidła, wcieram w żyły olejki, rozkładam karty, mówię do lustra.
Palce zaczepiam o siebie tworząc koronkowe wzory ze skóry i czekam i zdarzają się, nie... zaczynają się zdarzać małe błyski, jakby zapowiedzi cudów, westchnień ulgi. A to się ukazuje być tylko zmiana świateł przed ostatecznym efektem cienia, ostatnim harcem losu chochlika, bo nie, nie dostaniesz.
Martw się, zdzieraj paznokcie, zagryzaj zajady.
Dobrze to masz tylko w głowie, na zewnątrz dobrze nie będzie, bo masz coś źle z tą głową, albo po prostu, dzieło przypadku. 

Nie, po prostu nie.
Jestem na nie -  mówię.
Nie, to ja jestem na nie - mówi świat.


E.Munch-Weeping Woman



niedziela, 4 grudnia 2016

Shouldn't be aware

Jako dziecko, jeszcze chodzące na religię, czasem zastanawiałam się nad koncepcją raju - że jak to? NA ZAWSZE? Na zawsze dobrze i pięknie? Nic nie trzeba będzie robić, nie będzie się głodnym ani spragnionym? Nic tylko WIECZNOŚĆ w ogrodzie, gdzie wszystko jest piękne i dobre, czyli właściwie jakie? Co to jest ta wieczność? Przecież musi być jakiś koniec. Tak jak nie może być nieskończonej ilości liczb... Nie mieściło mi się to wszystko w głowie. A najbardziej to, że w takim raju może być fajnie. Niby nieograniczone szczęście, ale tak naprawdę to co? Nuda. Jakieś rozmazane kontury i mdłe, pastelowe barwy, wszystko rozpływa się w nieskończoności, rozmiękcza, jest zupą, do której naleje się tyle mleka, że zupełnie traci ona kolor, a leją jeszcze i jeszcze i jeszcze.

Właściwie dzisiaj jest tak samo. Zawsze łapię się na myśli, że jak już się nauczę i będzie to, co dobre i spokojne i zdrowe... to przecież będzie tak strasznie, niewyobrażalnie nijako.
Tylko, że teraz to jest dopiero strasznie.
Czy naprawdę nie może być jak w filmach? Że dobrze dobrane pary nie są nudne? Że ten dobry facet, który tak ją kocha nawet zasmarkaną jest nie tylko dobry, ale też szalenie pociągający i tajemniczy? Że dobro nie jest kompromisem i pogodzeniem się, że bajek nie ma?

Tylko cóż mi do tej pory dała ta wiara w bajki oprócz rozerwania na strzępy, strzępki, strzępiki...



Chapter I
I walk down the street. There is a hole in the sidewalk.
I fall in. I am lost. I am helpless. It isn’t my fault.
It takes forever to find a way out.

Chapter II
I walk down the same street. There is a deep hole in the sidewalk.
I pretend I don’t see it. I fall in again.
I can’t believe I am in the same place.
But it isn’t my fault.
It still takes a long time to get out.

Chapter III
I walk down the same street. There is a deep hole in the sidewalk.
I see it is there. I still fall in. It’s a habit.
My eyes are open. I know where I am.
It is my fault. I get out immediately.

Chapter IV
I walk down the same street. There is a deep hole in the sidewalk.
I walk around it.

Chapter V
I walk down another street. 






niedziela, 16 października 2016

Autumnoni



dużo się dzieje źle
dlatego coś lżejszego i z nadzieją, choć wiem, że i tak nie pomoże, bo nie może

zwłaszcza w środku
głównie w środku
i bardzo





I kept waiting for a person.
As if i'd be walking on the corner or sitting in a coffee shop

and i'd maybe bump into them,

and that would be the beginning of everything.
I kept waiting for a person...
and the seasons were passing me by
and before i knew it
the leaves were falling off the trees and covering the streets.
And the clouds were rolling in,
and soon enough,
rain-pattered nights became a familiar sound
and i was so captivated.
With the grey skies and the warm hues of autumn,
I was in love.
I had been waiting for a person for so long
that i failed to see
that Septembers and Octobers were all i ever really needed.
And it never even occurred to me until now but,
maybe soul mates...
aren't always people?

mckenna k

wtorek, 6 września 2016

domnadpolami

Dziś taki nagle dziwnie ważny dzień... zupełnie od czapy i znikąd. Znów nie wiem, czy to dwupunkt, medytacja, czy jakieś życie, ale pierwszy raz od... prawie zawsze...od tego życia, od tego życia pełnego strachu i dyskomfortu i złej, groźnej przestrzeni i mnie wrzucanej w nią... pierwszy raz poczułam, że CHCIAŁABYM naprawdę p.o.j.e.c.h.a.ć GDZIEŚ. Pojechać akurat tam. Zobaczyłam i poczułam i chciałam biec znów do cie... i powiedzieć c... żebyś brał samochód i pieniądze i chodźmy, zaszyjmy się na dzieńdwatrzy tylko my (bo wszystko byłoby tylko dobrze już tylko dobrze), bo z tob... to się nie będę bała i będziemy i wrócimy i może jak wrócimy to będzie tu na nas czekać przytulne nawet dość mieszkanie i moje zioła na balkonie i two... płyty i ten królik nieszczęsny i wymarzony i naburmuszony mops i trochę czasem będziemy kłócić się głośno i jak cholera, ale będziemy oboje zdrowsi, silniejsi i sterapeutyzowani przecież i czujący właściwie...i...popłynęłam, co?
Ale zaś znów... strony skrolowanie: 100 pomysłów na rzeczy ze zwykłych przedmiotów i patrz, koty z butelek, przecież wiem, że byśmy je razem zrobili i minimalistyczny wieszak taki w tw... stylu i to i tamto... i...
ale przecież tak bardzo nie ma. I w sumie nie było nigdy.




takie tam pitolenie jak potłuczone...


niedziela, 4 września 2016

stormcome

Nie wiedziałaś nawet, że są dni tak duszne, a przy tym tak rozbrajające, że chce się tylko być nagim lub w samej bieliźnie, leżeć tak cały dzień pod warstwą cienkiej kołdry tak jak leży się z kimś kogo skórę miało się wcześniej pod cienką warstwą opuszka, tylko że teraz leży się samemu i zasypia, a pod tym snem zaraz wybucha błoga i nieznośna parada snów, z której budzi się perpetuum mobile nienasycenia. 
Takie bezsensowne dni, w które nie da się walczyć z powoli opanowującym głowę i skórę szaleństwem, wiesz tylko, że chcesz być chciana za wszelką cenę, najwyższą, absolutnie każdą cenę. 
Wracasz potem zalana deszczem dziękując losowi, że wybrałaś nie tą ulicę lub nie ten dzień i dziękujesz papierosom, że możesz z nimi wychodzić na spacer jak z psem i wychodzić niepewne, pokraczne (ale takie musi wystarczyć) ostudzenie.


Znalezione obrazy dla zapytania alexandra levasseur

.

.