czwartek, 25 października 2012

Parampampam

Policzyłam. W sieci istnieje aktualnie 15 moich blogów. Z czego 5 jest aktywnych. Możliwe, że o jakichś zapomniałam. Myślę, że wliczając te, które już nie istnieją (moja działalność sięga 2005 roku...), wraz z tymi prowadzonymi w duetach, czy triach, dobrnęłabym do setki i nie przesadzam ani trochę.

Ma-sak-ra.

Po prostu masakra. 

Tak a propos - farawayfrompractice zmienił adres i teraz jest tu: www.all-is-pretentious.blogspot.com

Wiem, to nie jest zdrowe. 

PS. Nie brałam pod uwagę tumblra, flickra...


I've counted. There is about 15 blogs of mine on the web. From which 5 is active. It is possible I forgot about some. I think that if I would count those which not exist now (I'm blogging since 2005...), with those ran with friends, I would achieve the number of 100 and I'm not overdoing a bit!
I know, it's not healthy. It's mad. 
I didn't coount tumblr, flickr...
























poniedziałek, 22 października 2012

Been listening all the day



Przez tą mgłę wszystko wygląda dziś jak jedna wielka tekturowa scenografia. 
Noszę w kieszeniach zeschłe liście i kłujące kwiaty, jakby nie było dość ciężko z kluczami i telefonem.
Nauczmy się biegać w tej mgle.





Because of the fog everything today looks like a huge cardboard scenography.
I'm carrying dry leaves and prickling flowers in my pockets, as if keys and cell phone were not enough heavy.
Let's learn how to run in the fog.




środa, 17 października 2012

See through this space-eye

Ostatnio zamykam się w świecie z atłasów i szyfonu. Najbardziej lubuję się w okresie 1870+, ale dziś niech zakrólują nieco nudnawe lata 40... Marzę. Żeby dotknąć, powąchać, ubrać, posłuchać historii w szeleście koronek. 













sobota, 13 października 2012

Heih what's gonna take...




What's the point? To take the gifts that are given to you, and to make sure you preserve earth for the next group of people who come and want to dance with those gifts.

Tori Amos 



piątek, 12 października 2012

Horribility

Tak strasznie trudno jest przypomnieć sobie lato. A przecież dopiero co przeszło za próg. 
Ciężka, zimna, barwna jesień pełna bólu.










nie bardzo wiem, co się ostatnio dzieje, wiem tylko, że jest źle
ale ponoć nic nie trwa wiecznie
w Czasie nigdy nie pokładałam specjalnej ufności, był i mijał, wlókł się, pędził
lecz może to on jest teraz potrzebny
może z czasem, samo...

pomiędzy jednym atakiem paniki, a drugim pełno mam myśli egzystencjalnych o sens, o strukturę tych mikroświatów, o atomy, o pustkę, oglądam programy o roślinach i o kosmosie, bo jeśli jest jakiś ład, to tylko tam, zastanawiam się, jak ludzie mogą spokojnie żyć, zajmować się praniem, czy umowami nie widząc, że pędzimy do nikąd, że tutaj mamy wyłącznie emocje, chwile doznań, nic więcej, kurewsko mało, zwłaszcza, gdy nie umie się odczuwać szczęścia, tylko wciąż rozwiązuje się problemy, wszyscy coś robią, żeby to wszystko funkcjonowało, ale co to jest wszystko - mały, kręcący się za swoim ogonem świat, totalnie mały i zgrzytliwy, budowanie domów, obcinanie włosów, podłączanie internetu, wszystko dla doznań i samopoczucia, kurewsko mało




niedziela, 7 października 2012

Very long tradition

N., jaki jest twój ideał mężczyzny? 

A przecież miałam się w najbliższym czasie nie zakochiwać. No ale jak zwykle... 
Tym razem poszło platoniczną serią z arsenału Amorka od Spraw Kultury i Sztuki.

N., jaki jest twój ideał mężczyzny?

We wrześniu odpowiedziałabym, że James.
A zaraz za nim przytruchtałby z ułańską, folkowo-arystokratyczną fantazją King Charles.
Co to byłoby za życie być taką Missisipi Isabel! Rano budzą cię dźwięki gitary i herbata w filiżankach, filuterny błysk w oku, poczucie humoru i styl cygańskiego barona, który na każdym koncercie śpiewa tylko dla ciebie... Wszystko to podaję z przymrużeniem oka, bo o to chodzi w ideałach, że poruszają się gdzieś w najmilszych fantazjach. A gdyby kiedyś, pewnego dnia, to i tak wszystko wyglądałoby inaczej. Ale tak działa Amor od Spraw Kultury. Każe nam wierzyć, że filmy, sny i teledyski to życie, za tiulową firanką, co prawda, ale kto wie...z małymi modyfikacjami... Chyba bzdura, jak słodko jednak się tak bzdurnie podkochiwać!

No a wczoraj powrócił Johnny. Rozstaliśmy się 2 lata temu, oboje niedojrzali jeszcze do stałego związku. On, trochę zbyt ogarnięty drwalową przypadłością, a ja nękana rzeczywistą słabością serca do typu zgoła innego. Nigdy jednak nie zapomnę mu jak wyciągał mnie z szarości majowych ulew, gdy swe dnie spędzałam w szpitalnym łóżku! Minął ten potrzebny czas i drogi znów nam się skrzyżowały. Johnny wydoroślał, trochę więcej napisał i trochę więcej wyśpiewał. Jednak pozostała chłopięca melancholia, brytyjska bezpretensjonalność, delikatna, ale i surowa męskość, pasja i poezja. 
Już widzę te mgliste jesienne poranki z dużym kubkiem parującej herbaty, Szekspirem na kuchennym stole, dźwiękiem skrzypiących drzwi do ogrodu i dobiegającym zeń pogwizdywaniem. Potem "śniadanie drwala" i niewiele słów, bo wszystkie uczucia i tak byłyby w powietrzu, niepotrzebne do wygadywania. Najwyżej wieczorem, przy świetle lampki napisałaby się jakaś nowa piosenka o spacerze nad rzekę z ukochaną, przyobleczona w ciepłe spojrzenie. 

N., jaki jest twój ideał mężczyzny?

Oczywiście, że Johnny Flynn. 






Wszystko wydawało się przyjemnie i fantazje były jakoś tam poukładane, do czasu, gdy nie przyszło mi do głowy obejrzenie odkładanego od dawna filmu. Przeczuwałam, że to film ważny, który zrobi na mnie wrażenie, choćby ze względu na samego R.R. Do tego jednak Barbra, z którą w filmach zawsze się utożsamiałam, w połączeniu z oczywistą dla wtajemniczonych symboliką postaci R.R. w moim życiu uczuciowym i mamy fabułę, której przebieg i prawie każdy dialog pasowałyby jak ulał do... no mniejsza. 
Siedziałam, jak urzeczona, z przerwami na "jak trzaśnięta", wsłuchując się w każde słowo, łapiąca każdy gest, rozpływająca się na każdym zbliżeniu. Mniejsza już o Barbrę, bo...
Hubbell stanowi zaprzeczenie Johnny'ego Flynna. To facet, któremu wszystko przychodzi łatwo, ale nie staje się przez to tak wielkim dupkiem, jakim mógłby się stać. Nie, dupkiem generalnie nie jest. I może w tym największy problem. Wysportowany, a przy tym inteligenty i empatyczny. Urocze poczucie humoru i dystans (zabójcze połączenie!), a także pewna porcja wrażliwości, która pozwala mu na konstruowanie świetnych powieści. Odważny, łatwo nawiązuje kontakty, lubi to co robi, nie ocenia. Świetnie odnajdzie się zarówno w gigantycznym mieście, jak i małym domku na prowincji. Zawsze coś robi, zawsze do czegoś dąży, otwarty na wszelakie perspektywy. Czuły i opiekuńczy, kocha mocno, a jednak zawsze pozostanie niezależny.
Możesz się przy nim czuć księżniczką, ale doceni twoją "specyficzność", zaakceptuje słabości i dziwactwa, zafascynują go twoje niezależne poglądy. Do czasu, gdy nie staniesz się zbyt uzależniona od niego. To chyba jedyny warunek. Poranki z Hubbellem? Nie. Z Hubbellem popołudnia i wieczory. Kawiarnia, wycieczka, muzeum, galeria i zakupy. Potem taniec w zacisznej klubokawiarni, albo domowe zacisze przy filmie, muzyce, albo pisaniu. Spojrzenia rzucane przez pokój znad komputerów (wersja dzisiejsza) czy książek i...atmosfera robi się rozkosznie duszna...

N., jaki jest twój ideał mężczyzny?

Oczywiście, że Hubbell Gardiner. 






Jak pogodzić te dwa fronty upodobań? Niby o wiele ciekawiej jest mieć ideały pośród tak różnych typów. Teoretycznie łatwiejsze napotkanie w realnym świecie substytutu któregoś z nich. Ale co, jeżeli spotka się Flynna, a zacznie tęsknić za współczesną wersją Hubbella? Wiecznie niezaspokojenie i tęsknota za tym, czego się akurat nie ma. Nie wspominając o tym, że rzeczywiste substytuty mogą jednak znaczenie różnić się od ideałów. A nawet będą, bo ideały przecież nie mają wad! Trudno jest powstrzymać się od porównywania, nawet jeśli niby wiemy, że fantazje zawsze pozostają fantazjami. Tak łatwo o rozczarowanie!   I tak łatwo jest się rozczarowaniom poddać! Nawet w filmach, jak pokazuje przykład tego z Barbrą i R.R... 



A tak na koniec, na bardziej poważnie...


Pierwszy raz w życiu poczułam, że mężczyźni mnie interesują. Nie jako to, co poprzez nich się dostaje od życia. Nie jako żywa fascynacja konkretnym obiektem i tym, co lubi, a czego się boi. Pomyślałam, że chciałabym poznać wielu mężczyzn, wiedzieć kim są te stworzenia, czym tak naprawdę się od nas różnią, czy rzeczywiście myślimy w innych kategoriach. Chciałabym dowiedzieć się, jak czują i dlaczego lubią, na przykład, wyzwania. Co chcą osiągnąć, jak zmienić świat, co jest im potrzebne, a co tak naprawdę wymaga wysiłku? Czym się denerwują, a czym cieszą jak dzieci. Które proste przyjemności wybierają, a o które są gotowi powalczyć dłużej. Trudno mi to przedstawić słowami, tą nagłą potrzebę. Nie interesuje mnie to w sposób naukowy, socjologiczno-psychologiczny, ani z piedestału kobiecej inności, ani z potrzeby nowej fascynacji. Poczułam to tak czysto ludzko. Przecież wszyscy jesteśmy ludźmi, a w ogóle się nie znamy, nie próbujemy wniknąć w siebie nawzajem, ponad podziałem płci.
Naprawdę zaczęli interesować mnie mężczyźni. Mnie, która we wszystkim widzi  tylko kobiecość. 




poniedziałek, 1 października 2012

Chriquie


z września na październik zmieniło się niewiele, a jakby zmieniło się wszystko
podłoga spod nóg, nie wiedziałam, że można mieć jeszcze mniej podparcia


.

.