Walczyć by się nie unicestwić, choć nic nie składa się w sens. Nie ma miłości i nie ma samotności. Wpółkrok na wodzie. Idę na plenerowy koncert. Dym i jedno wielkie nie wiem. Na sznurówce ciągnie się za mną jakieś poczucie winy, a wyobcowanie siedzi na ramieniu.
Wiem, że wyglądam wrogo i naburmuszenie, może to ostentacyjne. Czuję się nieruchoma jak kamień, silna rozpaczą. Zjadam szminkę, którą mnie upiększył. Stoję z telefonem w ręku, bo śmierć jest ostatnio cały czas na wyciągnięcie ręki. Tak, wiem jak to wygląda z boku. Dotyk i niedotyk. Wciąż daję do zrozumienia, że to nie to. A był zachód słońca w samochodzie.
Moje ciało nie odpowiada. Zazwyczaj tylko boli, albo śpi. Ubiorę je choć raz w sukienkę. Dobrze zabezpieczoną długim płaszczem zapiętym pod szyję.
Nie ma rozkoszy istnienia
Lepiej wiecznie szukać, niż choć raz przed sobą skłamać...
Chyba nie wierzę w istnienie kłamstwa.
Text-to-speech function is limited to 100 characters
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz