środa, 28 marca 2012

Stand up, antidotum show

To będzie bardzo nietypowa notka. Postanowiłam się podzielić refleksją trochę bardziej publicystyczną, co samo w sobie jest totalnym zaprzeczeniem tego bloga, ale tu nie ma granic, więc dlaczego nie.

Do rzeczy jednak: 
Na jutrzejsze zajęcia z poetyki mieliśmy przejrzeć bloga Kasi Tusk (nie pytajcie, pani doktor jest miłośniczką kontrowersji, co objawia się wyjątkową predylekcją do obrazoburczych, intertekstualnych gifów z Chrystusem w roli głównej) oraz przeczytać artykuł na jego temat (bloga Kasi, nie Chrystusa) napisany przez dwie młode, zapewne ponadprzeciętnie inteligentne, genderowo dokształcone, literaturoznawczo przefiltrowane absolwentki Ważnych Uniwersytetów, artykuł zamieszczony w internetowym Przekroju. To zadanie komparatystyczne mniej miało związku z treścią "dzieł", raczej chodziło o sposób tworzenia współczesnej mitologii wg Rolanda Barthesa, niemniej refleksje mam zupełnie nie na ten temat. 

Blog Kasi jaki jest, każdy widzi. Miliardowa kalka lifestyle'owych stron miłośniczek mody. Siedzimy na blogspotach, wiemy o co chodzi. Każda z tego typu blogerek jest bliźniaczo podobna do swojej 'inspiratorki' oraz epigonki, łańcuch (w tym sezonie pastelowych, baskinkowych i glamrockowych) dolin ciągnie się przez wszystkie zachodnie i zachodniopretendujące kraje świata. Bzdura jak każda inna, ale ładne dziewczęta i ładne zdjęcia, co z tego, że z przeciętną Amerykanką/Niemką/Tajką/Australijką/Polką (sic!) nie ma to photoshopowane życie wiele wspólnego. Nie wiem jak to działa, że te wszystkie "przeciętne" i tak lubią te blogi oglądać, zamiast wzniecać postrewolucję w stylu "Burżóje - nie stać nas nato!!!" , ale działa. I niech działa, jeśli choć trochę rozjaśnia czyjś dzień (w końcu memento mori, każda chwila radości jest na wagę złota). 


Panie Absolwentki wytoczyły działa i siedząc w opancerzonym wozie erudycji, wyższości akademickiej, z powiewającą flagą Feminizmu, zaczęły strzelać. Że Kasia "projektuje i promuje obraz świata pożądanego przez aktualnie dominującą opcję polityczną. Zachęca dziewczyny do skupienia się na domu, ciuszkach i innych kobiecych zajęciach" , że "jest nachalną promocją głoszonej przez konserwatywną wyższą klasę średnią wizji kobiety konsumentki". Racja, jest wizją kobiety konsumentki. Jest robocikiem stylu zachodniego, jest śrubką w machinie komercji i konsumpcji. Ale kto nie jest? Kasia jest dzieckiem kultury, której wszyscy pragnęliśmy. Dzieckiem zbytku, bezrefleksyjnego kupowania, zatarcia się wartości pozamaterialnych. Ale to tak stara śpiewka, ze nawet nie mam ochoty jej rozwijać. Znam przynajmniej setkę dziewczyn takich jak panna Tusk. Nie jest to nic nadzwyczajnego dzisiaj. Ubolewam bardzo, ale kijem tej rwącej rzeki się nie zawróci. Myślę, że wciskanie teorii jakoby blog Kasi był jakąś strategią polityczno-społeczną, jest po prostu śmieszne. Dziewczyna jest po prostu kolejną z, naprawdę masy kobiet/ ludzi w ogóle uprawiających taki styl życia. Kobiet, które prowadzą tego typu strony. Kiedyś pisało się fanfiction o Harrym Potterze, teraz pisze się blogi o modzie, pije kawę ze Starbucksa i kupuje zielone kopertówki w H&M. A że Kasia Tusk jest Kasią Tusk i córką premiera nie ma tu nic do rzeczy, równie dobrze mogłaby nazywać się Anita Kwiatkowska, czy Ewa Wilk. No dobrze, może ma znaczenie o tyle, że jej pochodzenie zwiększa ilość czytelników, a przez to i niepoczytalność ;)  Jej blog jako strategia polityczna?! No chyba nie.

Co do teorii, że Kasia i blogerki w tym nurcie promują określoną wizję kobiecości... Tak. Promują. Promują bycie zadbaną, wyluzowaną laską z mnóstwem szmalu. Promują młodość i witalność, promują szał zakupów i snobizm, promują kobiece rozrywki i słabość intelektualną. Ale umówmy się, że ta "statystyczna" Niemka/Tajka/Polka/Greczynka widzi w tym spełnienie. Można snuć niekończące się dyskursy jak to zachodnia cywilizacja otumania, jak to rzesze obywateli zapominają o życiowych prawdach, o rzeczywistości, odwiecznych prawach i wartościach, o śmierci, o poświęceniu, o tradycji. Tak, zapominają. I po raz kolejny sądzę, że to jest rozlane mleko. Tak jest i już. Nie wydaje mi się, żeby tak ukształtowane kobiety/dziewczyny miały dla siebie inną wizję szczęścia. Nie wiem, czego oczekiwałyby od "statystycznych" autorki artykułu. Żeby czytały Naomi Klein i robiły protesty w zakładach pracy? Albo krzyczały: nie, nie chcemy być piękne, młode i bogate! Nie chcemy znaleźć idealnego męża i mieć balerinek z Venezii! Nie chcemy latać do Paryża na zakupy!  Przecież wszyscy jakoś tam tego chcą. Chyba, że ma się naprawdę głębokie pokłady prawdziwej mądrości i dystansu, a nie tylko wóz opancerzony z dyplomem Ważnej Uczelni, kierunek humanistyczny. 

Nie chcę, żeby mnie źle zrozumiano. Bardzo chciałabym, by Kasie i wielbicielki Kaś były mniejszością. By kobiety walczyły o swoje jeśli czują się dyskryminowane lub po prostu jeżeli jest im źle. By były wykształcone i elokwentne. By zamiast szpilek z Zary kupiły sobie tomik Szymborskiej. Ale też nie dziwię się, że podążają za nikłym blaskiem własnych marzeń, projekcji serwowanych im od dziecka przez popkulturę i cywilizację Zachodu. Nawet jeśli ten blask to fałsz, grzanie się przy psuedoperfekcyjnym życiu Kasi T. i, moje ulubione, "inspirowanie się". Tak, złoszczą mnie takie panienki. Złoszczą mnie Kasie i nędzne podróbki Kaś, a także to, że (jak nie omieszkały wspomnieć autorki artykułu) takie blogi mogą tak wpłynąć na nastolatki, że te zaczną uprawiać "galering", czy "sponsoring". Ale zmienić to może tylko czyjaś mądrość, albo mądrość, która spadnie z bólem na głowę takiej panny, albo nic. 


Prawda jest, jaka jest:
Niestety świat, w którym funkcjonuje „Kasia Tusk", niewiele ekonomicznie ma wspólnego z rzeczywistością śmieciowych umów. Podliczając miesięczne wydatki tylko na garderobę i kosmetyki, otrzymujemy kwotę wahającą się pomiędzy 560 a 850 zł. Nie ma żadnej możliwości, by studiując i jednocześnie pracując jako: barmanka, kelnerka, sprzedawczyni, ankieterka i zarabiając miedzy 7 a 12 zł/godz., realizować tego typu pragnienia, transmitowane na ogromną skalę przez Makelifeeasier.

Politolodzy, filologowie, socjologowie, antropolodzy, filozofowie i kulturoznawcy mogą pisać na ten temat rozprawy, książki, eseje, wykłady i sztuki teatralne. A polityka, ekonomia i popkultura i tak będzie szła w to dalej, w wizję raju konsumpcji, raju perfekcyjnego życia Kasi. Myślę, że jedyne, co można zrobić to dbać o to, żeby samemu się tym nie zainfekować. Żeby dbać o swoją mądrość - czy to będzie mądrość prostego człowieka z chatki w Sokołowie Podlaskim, czy bezpretensjonalnego (!!!) erudyty, czy kobiety, która lubi lifestylowe blogi, ale która zachwyci się biedronką, wierszem Leśmiana i chętnie pojedzie na rower za miasto w starej, niemodnej kurtce i dresie.

Kto wytrwał do końca, temu bardzo dziękuję za uwagę. Na tę przydługą refleksję wpłynęła generalnie niechęć do życia i ludzi - niechęć do Ważnych Uczelni, naukowej wyższości, niechęć do wojujących feministek, niechęć do cukierkowych blogów, niechęć do głupich dziewcząt, niechęć do paradygmatu zachodniego, niechęć do czytania "Mitu dzisiaj", niechęć do... Ale także dzisiejsze zajęcia o Stasiuku i jego "Tekturowych samolotach" i "Jadąc do Babadag"


1 komentarz:

  1. Ha, podoba mi się twój buntowniczy ton! :) Jak nie Ty!
    Cóż mogę rzec... nadzieja, że znajdzie się ktoś w miarę zdystansowany i godny zainteresowania, jakiś samorodny popkulturowy anarchista, jest raczej marna. Tak jak powiedziałaś- albo silny autorytet, albo grom z jasnego nieba... Inna sprawa jest taka, że w Polsce za takim blogiem najczęściej nic się nie kryje- każdy koloruje swój świat jak może, a że jest to najłatwiejszy najmniej wymagający sposób- plenią się blogspoty na potęgę. Należałoby chyba oddzielić życie internetowe od realnego (choć niestety nie każdy potrafi to zrobić) i tyle.

    Babadag? Od dawna na mojej liście obowiązkowej, ale zbyt burzliwy czas jeszcze by się do niego zabierać...

    OdpowiedzUsuń

.

.