wtorek, 26 lutego 2013

Polwell

I've found many kindred spirits, but no particular tribe as such. How can I when I love Catholics and Pagans and liberals and poets and conservatives and housewives and photographers and wry clever writers? 

Sarah Elwell






niedziela, 24 lutego 2013

My first name

Podejść do lustra, nie patrzeć na siebie, tylko przytknąć opuszki palców do tafli. Obserwować linie papilarne zostawiające tłuste zabrudzenia od skóry. Przytknąć czoło, policzek, chuchnąć i napisać...ale co?

Zmieniło się wszystko i zupełnie niewiele. Czy to dopiero początek, czy koniec zmian?
Od jutra znowu nowe. Już trochę mam dosyć tłumaczenia wszystkim od początku, a wszelkie uproszczenia tylko komplikują sprawę. 

Zapętlają się ludzie wokół, jak nitki. Każdy ma swoje nieba-piekła-kroki-łzy-wyznania-wskazówki zegara. Miłości siedemnastolatków i niepoważne dwudziestolatki zmęczone życiem, a jednak na siłę podekscytowane, bo taka jest natura rzeczy. 

A piszę, bo chcę pisać, choć nie wiem co. 
Próby zrywania ściegów po raz setny. Jesteśmy też ciałami, więc póki nic innego nie nadejdzie nie opuścimy się, wiecznie rozczarowani, szukający i odbijający się od bezspornie zużytych już, prześwitujących schematów. Desperacko szukając dobrze znanych przystani w poprzecieranych fałdach. 

Chcę być i dziewczynką i kobietą, ale niczym pomiędzy! 

Ludzie, ludzie, źle z nimi, źle bez nich. 
Brak mi intensywnie przemieszanych zapachów, prostej tożsamości, wyczerpujących odpowiedzi.






sobota, 16 lutego 2013

Trick



Trzy amerykańskie słowa, których pierwszy raz użyła Sylvia Plath, wprowadzając je tym samym na stałe do słowników.





dreamscape


sobota, 9 lutego 2013

Dandelying

W śnie naprawdę czasem można być. Choć pamięć o jego rzeczywistości znika z każdą godziną po obudzeniu. Chcąc zatrzymać realistyczne wrażenia, a może należy powiedzieć wspomnienia; no bo skoro się tak w jakiś sposób j e s t...;  chcąc go zatrzymać- rysowałam. I złapałam się na powtarzaniu tak, tam na lewo był mur, o który się opierałam... Opierałam się? Czy ja? Tak, czuję, że to mogłam być ja. W dziwnej przestrzeni pełnej dużych drewnianych domów i zachodzącego słońca. Jestem pewna, że przez sen marszczyłam nos od nieprzyjemnego zapachu przeżartych wilgocią belek i siana. Doskonale pamiętam chłód kamieni w murze i odprężenie, gdy oparłam na nim łokcie, by popatrzeć na pomarańczowe światło zza chmur, dać się mu połaskotać w twarz. I drogę w dół, między krzakami, sadami, płotem? Bogate wille i urocze miasteczko z wieżami ratusza i kościoła. Kamienice blisko siebie, wąskie uliczki, błękitny pokój, drzwi do białej świątyni, otwarte na oścież, zapraszające. 
Niby nic. Tylko przestrzeń i doznania, jakich brakuje mi na jawie. Głupiego chłodu kamienia, zapachu ziemi, słońca na policzkach. Żeby to sen był realniejszy niż rzeczywistość?
Wiem, że tam byłam. Na serio. Mamy w głowie jeszcze większe światy niż ten, po którym chodzimy. I one żyją swoim życiem, nawet gdy w nie nie zaglądamy...

Tak, w tym śnie byłam łagodna.



a gdyby to na dodatek coś znaczyło?





piątek, 8 lutego 2013

Tatonieja


Takiego chłopaka

panie losie daj mi
kogoś, kto nie zmąci wody w mym stawie
kogoś, kto nie pryśnie jak zły sen, gdy ryb w mym stawie zabraknie

gdzie znajdę takiego
pięknie dobrego

daj
chłopaka
nie wariata
nie palacza
nie biedaka
nie pijaka
nie polaka
nie brzydala

prześlij mi
nie wariata
nie cwaniaka
nie pajaca
nie pijaka
nie polaka
nie biedaka


















czwartek, 7 lutego 2013

uUUUuu

Róża z płatkami ku niebu, czyli Wisława Szymborska.

Obejrzeć książki z jej półki.
Zainspirować niezwykłymi kolażami.
Pozazdrościć kolekcji pocztówek.
Przyłożyć ucho do słuchawki jej telefonu.

I dotknąć jej maszyny do pisania. Położyć na niej palce. Była ciepła i miła.





Udało się.
Nie spanikowałam.








merci Sivvy


sobota, 2 lutego 2013

Klickitty




Mój kot i ja jesteśmy do siebie podobni. Jestem podobna do swojego kota. Pozostaję w ciągłym stanie czuwania, reaguję na każdy niebezpieczny szmer i krok, wciąż uważna i rozglądająca się za najmniej inwazyjnym sposobem przejścia. Tak jak on zwijam się często w kulkę, lubię głaskanie i korzystam z każdej możliwości otrzymania ciepła i czułości, a gdy ich nie ma nie mogę sobie znaleźć miejsca. Piszczę, gdy zaboli, wyrywam się, gdy coś, choćby delikatnie, obezwładni moją przestrzeń, zatrzyma ruch. Mam w oczach niepewność i wieczne łaknienie przyjemności. Często muszę się wyżyć i nie ma wtedy pojęcia „dość”. Tępienie pazurów, zębów, mięśni, myśli. Zrobię wszystko, żeby nie dać się włożyć znów w sytuacje, które wywołują lęk i panikę. Nie dam się wcisnąć do klatki, do pociągu, do klaustrofobicznych, zatłoczonych ulic. Ale te drugie ręce zawsze wygrywają i trzeba ulec, trzeba się przemieszczać. Wtedy drżę i z obezwładniającego strachu, bez podparcia, w kiwającej się klatce, zamknięta w szklanej bańce kompletnie nieświadomie potykam się o bodźce. Niezdolna do kierowania czymkolwiek, z jedną myślą – przetrwać, wytrzymać. Na nic słowa, na nic głaskanie z włosem i pod włos, na nic uspokajające kici-kici. Kot nie mówi, kota się nie zrozumie, nie usłyszy.

Kobieta jak kot uratowany z działek. 








.

.