Podejść do lustra, nie patrzeć na siebie, tylko przytknąć opuszki palców do tafli. Obserwować linie papilarne zostawiające tłuste zabrudzenia od skóry. Przytknąć czoło, policzek, chuchnąć i napisać...ale co?
Zmieniło się wszystko i zupełnie niewiele. Czy to dopiero początek, czy koniec zmian?
Od jutra znowu nowe. Już trochę mam dosyć tłumaczenia wszystkim od początku, a wszelkie uproszczenia tylko komplikują sprawę.
Zapętlają się ludzie wokół, jak nitki. Każdy ma swoje nieba-piekła-kroki-łzy-wyznania-wskazówki zegara. Miłości siedemnastolatków i niepoważne dwudziestolatki zmęczone życiem, a jednak na siłę podekscytowane, bo taka jest natura rzeczy.
A piszę, bo chcę pisać, choć nie wiem co.
Próby zrywania ściegów po raz setny. Jesteśmy też ciałami, więc póki nic innego nie nadejdzie nie opuścimy się, wiecznie rozczarowani, szukający i odbijający się od bezspornie zużytych już, prześwitujących schematów. Desperacko szukając dobrze znanych przystani w poprzecieranych fałdach.
Chcę być i dziewczynką i kobietą, ale niczym pomiędzy!
Ludzie, ludzie, źle z nimi, źle bez nich.
Brak mi intensywnie przemieszanych zapachów, prostej tożsamości, wyczerpujących odpowiedzi.
panta rhei
OdpowiedzUsuń