Mój kot i ja jesteśmy do siebie podobni. Jestem podobna do
swojego kota. Pozostaję w ciągłym stanie czuwania, reaguję na każdy
niebezpieczny szmer i krok, wciąż uważna i rozglądająca się za najmniej
inwazyjnym sposobem przejścia. Tak jak on zwijam się często w kulkę, lubię głaskanie
i korzystam z każdej możliwości otrzymania ciepła i czułości, a gdy ich nie ma
nie mogę sobie znaleźć miejsca. Piszczę, gdy zaboli, wyrywam się, gdy coś,
choćby delikatnie, obezwładni moją przestrzeń, zatrzyma ruch. Mam w oczach niepewność
i wieczne łaknienie przyjemności. Często muszę się wyżyć i nie ma wtedy pojęcia
„dość”. Tępienie pazurów, zębów, mięśni, myśli. Zrobię wszystko, żeby nie dać
się włożyć znów w sytuacje, które wywołują lęk i panikę. Nie dam się wcisnąć do
klatki, do pociągu, do klaustrofobicznych, zatłoczonych ulic. Ale te drugie
ręce zawsze wygrywają i trzeba ulec, trzeba się przemieszczać. Wtedy drżę i z obezwładniającego
strachu, bez podparcia, w kiwającej się klatce, zamknięta w szklanej bańce
kompletnie nieświadomie potykam się o bodźce. Niezdolna do kierowania
czymkolwiek, z jedną myślą – przetrwać, wytrzymać. Na nic słowa, na nic
głaskanie z włosem i pod włos, na nic uspokajające kici-kici. Kot nie mówi,
kota się nie zrozumie, nie usłyszy.
Kobieta jak kot uratowany z działek.
Mój kot potrafi spać cały dzień, nie zwracać uwagi na nic, choćby się paliło, w swojej postawie "mam na wszystko wylane, jestem kotem" potrafi nie reagować nawet na imię, na żadne kici-kici.
OdpowiedzUsuńYch, tego to kotom zazdroszczę.
Jesteś przede wszystkim Natalią, nie bój się swoich lęków, nie ukrywaj się za ciepłem kociego futerka, trzeba odważyć się wyjść, nie jutro, nie pojutrze, dziś
OdpowiedzUsuń