środa, 6 marca 2013

To już - ciepło, otwiera się okna i rozpina płaszcze. I stukanie podwórek. Odwiecznowiosenny dźwięk domu, małej ojczyzny - stuk. Trzepaczki? Siekiery? Krótkie echo między śmietnikiem a blokiem. Klakson, opony przesuwające się po kostce brukowej, krótkie szczeknięcie zza ściany, świergot obudzonych, podekscytowanych ptaków. Oślepienie.

Czuję się bardziej nienormalna niż kiedykolwiek. Upupiona tym krzesłem. I najdurniejsza myśl sezonu - czy mogłabym się zabić przez plamę po zupie na drewnianym blacie? Takie niedoskonałe, takie syfiaste. Taki bodziec. Żenująca myśl, a jednak nowatorska - zupa. 

Fizjologia gra w wyścigi żółwi z psychiką. Jakie nieczystości chce pani ukryć, pani Natalio? Co złego w pani mogłoby się wydostać, gdyby straciła pani kontrolę?

Słucham, kiwam się, masuję kolano, wyglądam przez firanki, herbata, gazeta, schody, tabletka, dzień dobry, witaj, zeszyt, zabawa kolczykiem, wyginanie palców. Rzeźba z ludzi, lustro, mapa życia, ceramiczne usta, tratwa, za mało mogę powiedzieć. Czasem chcę krzyknąć-teraz ja, teraz mnie. Tracę się, rozlewam w ciecz. 
Znów jakiś murek, choć już nie emigracyjny. Murek na wariackich papierach. Tak dziś.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.

.