Słoik
Choroba znów nagabuje mnie do tracenia czasu. Tym razem z nudów przypomniałam sobie o zeszłorocznym, tumblrowym pomyśle, który aż do tej pory stał na półce w moim (nie moim już) domu.
Miały być to zebrane w słoiku szczęśliwe chwile. Drobne przyjemności, chwile światła, zapomnienia.
Oczywiście dobrnęłam ledwo do kwietnia. A teraz, czytając małe, kolorowe karteczki nie odnajduję prawie żadnych śladów w sobie po tamtych momentach. Czy były wypisywane "na siłę"?A może przyćmiły je rewolucje późniejszych miesięcy? Tylko kilka potrafię przywołać i być wdzięczna, choć minimalnie.
- kilka komplementów na temat mojej urody (ach ty stworzenie, próżne i zakompleksione!)
- kartki pocztowe kupione dla mnie przez Anikę
- "Szuflada Szymborskiej" i jej maszyna do pisania, spotkanie z Sylwią
- cudowny, miękko padający śnieg
- poczucie wsparcia i zrozumienia przez niektórych członków rodziny (chwiejne, ale zawsze)
- starsza pani z balkonu zawołała, że mam ładne buty; słoneczna niedziela
- piękno Jessicki Chastain
- podróże powrotne z Krakowa
- wieczór z Dominiką w ich cudownej kuchni,słodkie wino, kolczyki, plotkowanie (jedna z moich ostatnich wizyt tam, niestety...)
- pierwsze dni na oddziale, ludzie
- słuchanie Nory Jones w łóżku, z kotem, przy świetle choinkowych lampek
- czekolada truskawkowa z piękną Igą w "Melonie"
- urodziny Marcina w "Masali', plac zabaw, zespół Svinge
- Marcin spacer, Marcin wiadomości,Marcin "Zaplątani"
A potem już rewolucje. Od związku, przez wyniesienie się z domu, po nowe studia tutaj...
Rewolucje kuchenne - histerie na nóż i cztery ręce, na czułość i wrzaski, na niechęć i przemęczenie.

Tak teraz myślę...
Chyba najbardziej uszczęśliwiają mnie ładne rzeczy, Gdyż nie jestem zdolna do odczuwania szczęścia, ani łapania chwil, ani radości z drugiego człowieka (mimo nielicznych wyjątków). Pustkę pesymizmu, pustkę pustki, krzyki niepokoju, ciężkość znudzenia zmazuje tylko piękno. Które zazwyczaj i tak chomikuję, zamiast podziwiać. Bo "teraz nie jestem gotowa zachwycić się nim tak jak trzeba". I leżą odłogiem wypatrzone błyskotki, znalezione piosenki i zdjęcia, kartki, filmy...
Czy jest sens tworzenia takich słoików ze szczęśliwymi chwilami?
Aby po roku przypomnieć sobie o swojej niekonsekwencji, i że te wszystkie blogowe pomysły nijak się mają do szarej rzeczywistości? Żeby odkryć jakieś momenty, których w większości już się nie pamięta, które były jak jest przepływ czasu?
A może pisać dzienniki? Systematyczne blogi? Kalendarze urywków myśli,czy kalendarze z opisem każdego dnia? Pisać tu, czy pisać tam? Pisać o sobie, czy o kulturze? W zeszycie, w kalendarzu,w internecie?
Odpowiedzcie.
A skoro już o słoikach mowa.
Dawno, dawno temu pisałam pamiętniki. Muszę przyznać, że powrót po latach jest niesamowity, Staram się do tego wrócić, ale nie mam czasu na takie prawdziwe pisanie pamiętnikowe. Pozostaje mi łapanie jednak chwil, może słoiczek może taki zeszyt z wyklejankami, rysunkami, urywkami może blog, to też. Taki piękny śmietnik. Tylko to działa właśnie tak - po latach. Chyba kilkanaście miesięcy to trochę za blisko, wspomnienia zbyt świeże.
OdpowiedzUsuńIm jestem starsza tym wydaje mi się, że piszę mniej. Dawniej miałam osobny zeszyt z cytatami z książek, osobny notes-pamiętnik, teraz mam wszystko w jednym. Czasami to wszystko nie jest warte gromadzenia, ale czasami jest też taka świadomość, że jak się nie zapisze to się straci. Mniej ale regularniej, to chyba byłaby moja rada. Skłonność do zbieractwa rzeczy, myśli, chwil nie jest zła, ale często powoduje frustracje i rozgoryczenie, bo co tak naprawdę to wszystko jest? W sercu masz wszystko, czego potrzebujesz.
OdpowiedzUsuń