a więc jesteś, wciąż tutaj. poruszasz się po tych samych kafelkach ulic, co ja. tylko zima łaskawie zacierała ślady topniejącym śniegiem.
długo oczekiwana wiosna miała przynieść życie, a więc przyniosła też strach, że w budzącej się energii miasta będzie ukryte wyzwanie, na które nie jestem gotowa. i było, wymyśliłam je, zmusiłam intuicją do wybrzmienia.
a więc jesteś, wciąż tutaj. a ja, a może moja starsza siostra, którą wydzieliłam, wydestylowałam w niechemicznej reakcji walki o siebie, może to ona, ruda bliźniaczka o mej twarzy, tylko piękniejszej, zatrzymała wzrok i kazała udawać, że nie widzę i nie chcę.
potem były łzy i szorstkość wobec nieszczęśnie skazujących mnie na swoje i muzyki towarzystwo, była walka pod chorągwią słów Thich Nhat Hahna, że przecież w "teraz" się nie cierpi. łzy miały zostać wolno puszczone przy wyżebranym papierosie, ale zamiast nich był kot, ocierający się o łydki w wiosenne cienkich rajstopach. musiał unieść łzy na fibrach futra gdzieś do kociej krainy... lecz po co?
wydarzyło się wiedziane-przewidziane-przywidziane. niewielka ulga, że to już po. na razie...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz