poniedziałek, 28 lutego 2011

2. jak kamyczek

Sprawy, jak można było się spodziewać, trochę się komplikują. A właściwie nie wszystko da się zorganizować tak płynnie z tym blogiem jakby się chciało. Brakuje sensu tej tytułowej radości. Mimo usilnych starań, nie ma jej w środku.
Powrót do szkoły na te ostatnie 2 miesiące wydaje się być ideą bardzo złą. Twarze, grymasy, krzyki. Co można jeszcze wynieść z nauki, czego nie zdobędzie się lepiej samemu, w domowej ciszy i, przynajmniej śladu, determinacji? Co jeszcze mogą zaoferować zmęczeni nauczyciele, którzy spieszą się, zaniedbują w końcu to, co ważne, usiłują działać represjami i szaleńczym pośpiechem, bo nagle zaczyna brakować godzin, dni, kartek?
Halo, mi tu szaro.
Staję przed swoim małym kawałkiem ziemi pod domem. Na płocie wisi złamana rączka od parasolki, na podjeździe leży przewrócona suchość w doniczce, która kiedyś była tym modnym teraz kwiatem... storczykiem, chyba. Jedyne co mnie ożywia, to wyobrażenie sobie, że może ktoś go z calym impetem wyrzucił z któregoś z okien. Marne szanse.
Ulicą idzie znudzona babcia ze znudzonym wnuczkiem. Dziecko wyciąga nogę, żeby dosięgnąć zagnieżdżonego pod zaparkowanym samochodem białego kamienia, wpada przy tym na babcię.
Rozlega się pełne duszności i oburzenia :" Marcel!" , któremu odpowiada wymuszone, głośne i pewne swego "przepraszam". Kamień został na swoim miejscu. Teraz ja mam ochotę go wyciągnąć i kopnąć. Kopnąć żwawo, żeby się potoczył, a ja pójdę za nim. Ale idę do domu.

Co z radością w tym poście? Albo choćby potwierdzeniem, że dzień ten ma sens?
Niech będzie to pragnienie potoczenia się z małym kamieniem gdzieś do przodu. Może do wiosny, może do odejścia z tej dwumiesięcznej jeszcze codzienności.

Tak w ogóle myślę, że każdym kamyk coś znaczy.




Można go obracać w dłoni.
Można go podrzucać.
Można nim wybić szybę w starym magazynie i usłyszeć piękne, przeraźliwe : brzdęk.
Można go trzymać w kieszeni.
Można zanurzyć go w wodzie i obmyć.

Edit (1marca):


Trzeba do tego posta koniecznie dodać Wisię!


"Pukam do drzwi kamienia
- To ja, wpuść mnie,
Chcę wejść do twego wnętrza,
rozejrzeć się dookoła,
nabrać ciebie jak TCHU..."












piątek, 25 lutego 2011

1. Karmel



Leżał na półce od paru miesięcy, aż w końcu doczekał się. Nadine Labaki "Sukkar banat".

Przed obejrzeniem nagradzanych, znanych sławą międzynarodową filmów jest we mnie zawsze obawa. Że to film, który źle się skończy, albo będzie opowiadał prawdziwe historie o cierpieniu i okrucieństwie, albo o wewnętrznej, nasyconej bólem walce. Naturalnie takie filmy są piękne i ważne, ale czasem po prostu ciężko to oglądać, a potem z powrotem normalnie funkcjonować. Tym jednak razem obawy się nie sprawdziły. "Karmel" był ucztą, od której (jak od orientalnego stołu) wstawało się będąc nasyconym, z okruszkami słodyczy w kącikach ust. A nie była to słodycz w kolorowym opakowaniu z plastiku i z konserwantami.

W "Sukkar banat" zachwycają przede wszystkim zdjęcia. Każde ujęcie można by oprawić w ramkę. Piękne są też kobiety - bohaterki filmu. A ich uroda ukazana jest w bardzo intensywny sposób. Prawie czuć zapach balsamów, którymi się smarowały, dźwięk biżuterii słychać tuż nad uchem. Inną zaletą filmu jest to, że Nadine Labaki ukazała Beirut nie przez pryzmat religijnych konfliktów, konserwatywnych zwyczajów i kontrastów Wschodu, ale zwyczajnych dni i małych, ludzkich historii - takich, które przeżywają wszystkie kobiety.
Na uwagę zasługuje też muzyka. Nie ciężko-orientalna, ani nie ta w klimatach Bollywood. Znakomicie się w nią wsłuchiwało podczas wolniejszej akcji, obserwując industrialia Libanu.

"Karmel" zmienia ekran w złote okno, przed którym można stanąć o tak...




I wdychać zapachy. Uśmiechać się do kolorów. Próbować różnych smaków... też życia.











Dlaczego

To znowu ja. Ta sama, czyli inna. Tym razem zbuntowałam się przeciwko sobie. Przeciwko temu, że boli, że strasznie, że sama i co by było gdyby. Naturalnie nie wpadłam na to tak z niczego. Tylko godziny bezsensownie internetowe zmieniłam w zenforest.wordpress.com Chyba nie jestem lepsza od tych, którzy namiętnie zaczytują się w pozycjach typu "Zmień swoje nastawienie", "Chwytanie chwili drogą do szczęścia" itp. Niemniej konkluzja jest następująca, że siebie zmuszać będę. Do obserwacji. A co zaobserwuje i co będzie ładne, pierzaste, miękkie i dobre - wrzucę tutaj.
Witajcie w krainie wiecznego spokoju i radości-ha-ha.
Nie wiem dlaczego sarkazm sam mi wychodzi.
Let's try.










.

.