W śnie naprawdę czasem można być. Choć pamięć o jego rzeczywistości znika z każdą godziną po obudzeniu. Chcąc zatrzymać realistyczne wrażenia, a może należy powiedzieć wspomnienia; no bo skoro się tak w jakiś sposób j e s t...; chcąc go zatrzymać- rysowałam. I złapałam się na powtarzaniu tak, tam na lewo był mur, o który się opierałam... Opierałam się? Czy ja? Tak, czuję, że to mogłam być ja. W dziwnej przestrzeni pełnej dużych drewnianych domów i zachodzącego słońca. Jestem pewna, że przez sen marszczyłam nos od nieprzyjemnego zapachu przeżartych wilgocią belek i siana. Doskonale pamiętam chłód kamieni w murze i odprężenie, gdy oparłam na nim łokcie, by popatrzeć na pomarańczowe światło zza chmur, dać się mu połaskotać w twarz. I drogę w dół, między krzakami, sadami, płotem? Bogate wille i urocze miasteczko z wieżami ratusza i kościoła. Kamienice blisko siebie, wąskie uliczki, błękitny pokój, drzwi do białej świątyni, otwarte na oścież, zapraszające.
Niby nic. Tylko przestrzeń i doznania, jakich brakuje mi na jawie. Głupiego chłodu kamienia, zapachu ziemi, słońca na policzkach. Żeby to sen był realniejszy niż rzeczywistość?
Wiem, że tam byłam. Na serio. Mamy w głowie jeszcze większe światy niż ten, po którym chodzimy. I one żyją swoim życiem, nawet gdy w nie nie zaglądamy...
Tak, w tym śnie byłam łagodna.
a gdyby to na dodatek coś znaczyło?
szkoda, że są tylko sny, a może "dzięki Bogu- są sny", inne światy
OdpowiedzUsuń