poniedziałek, 25 listopada 2013

babyinoh

Zadziwiające, jak łatwo można przejść od nieuświadomionej wolności duszy do jej choroby. Ile to? Ostatni tydzień, a może miesiąc, a może jeszcze inaczej?

Walczę zaciekle, ale zwycięstwa są pozorne i na krótką metę, a to tak jakby wielka przegrana. 
Każdy poranek przynosi nowe sensacje, natarcia. Bitwa trwa na dnie, świadomość broni się, organizm przypuszcza atak senności, nie widząc widocznie, że w tym momencie nie mogę się schować pod kołdrę. Płuca żelaźnieją, oddechu nie ma, chmury, toksyczna mgła, zadławianie obawą o siebie.

Zupełnie nie wiem,co to.

Oczy opadają, dłonie drżą, choć nigdy wcześniej w takich chwilach nie drżały. Nie słyszę, prawie nie widzę. 

I wiem, że tylko ja sama mogę sobie pomóc, tylko jestem kompletnie bezbronna. O siebie boję się siebie. 
Czekać, próbować, zbierać resztki po siłach i po sensach.

Strach jest iluzją, nie istnieje naprawdę.




sobota, 23 listopada 2013

niewolnocisiebac

Puściłam płytę Meli, choć zawsze miałam wobec niej mieszane uczucia. Niepewnie dzwonię żebyś przyszedł, na chwilę? Chcę i nie chcę. Co potem, jak ostatni twój autobus odjedzie, a ja będę wypychać cię spojrzeniem za drzwi?

Sypiesz mi w rękę czekoladowe kulki, jedna prawie spada, ale łagodnie ląduje na poduszce dłoni, wystarczy delikatny ruch.

Wchodzisz i mówię, że jestem niepewna tego. I pytam, czy możemy robić tylko to, co ja chcę. Zgadzasz się, jak zawsze. Płyta leci od początku. Kładę głowę na twoich kolanach, a łzy pojawiają się same, bo...


Jak drzewo nakarm ją
daj cień i ulecz chorą duszę
Połącz 
niebo ziemię
korzeń i koronę
pewny bądź


Zaparz zaparz mi senne zioła
Porozmawiaj czule czulej
Pokaż mi odniesienia punkty
Choleryczna
Melancholia
Brak proporcji
Meandrują sieją zamęt
Koleinami nie chcę dalej iść

Ja początkuję 
Stale
Zmiennie



W swoim czasie wszystko płynie i zabiera
także nas
Poszukiwać wspólnej drogi 
to nasze role to nasza gra





Gdyby można było
szybciej odnajdywać
widzieć trochę więcej
słyszeć wszystkie dźwięki


i nagle widzę trochę sensu, trochę tego, co powinno być ważne. Może dlatego, że wcześniej zadzwonił Oj.ciec i całkiem trzeźwo mówił o tym, co ważne. Jakby było normalnie. I przypominam sobie wszystkie twoje słowa, twoje heroiczne bycie obok, małe śmiechy, zapomniane czułości. I lubię te łzy i widzę tę zwyczajną medytację w Meli i trochę, bardzo odrobinę i tylko w tej sekundzie 



Dalej dalej chcę
Próbować







piątek, 15 listopada 2013

Bennybennytakemysweter

Czyli jednak może istnieć porozumienie między ludźmi, zaskakujące zrozumienie, bez zarozumienia?
Nie wszystko się mija, nie wszystko jest bezdennym, męczącym staraniem dla schematu. 
I to wszystko ma wpływ bym od razu poczuła się zdrowsza. 

Mogą istnieć wyrazy bezinteresownego uczucia, oddanie, prostota. Nie wszystko musi być albo złe, albo dobre, albo prawdziwe, albo fałszywe.

Nie mam takich doświadczeń, jest ich zupełnie niewiele, prawie nic. Takich nie będących chwilową, skrajną euforią, rzucaniem się na szyje, zaraźliwym śmiechem. Czasem nie trzeba musieć. Można nie móc i też będzie ciepło. O co chodzi? Nie wiem. Moje receptory, kable, przygryzione przewody nie stykają, więc nie rozumiem. Dostaję tylko sygnał, łagodne światło, poezję, wyrazy miłości. 

Co z tego, że nie wiem, co to jest miłość. Nie wiem jak ją czuć, jak ją dawać. Zadręczam się definiowaniem kochania, oddania, zaufania, poddania, zastanawiając się, czy robię to dobrze, czy wystarczająco dobrze wpisuję się w schemat emocji. 

Nie muszę. 

Tyle dostałam na dniach niezależnych od siebie deklaracji ciepła, światła i czułości. Mocnych więzi. Pierwszy raz wpadło mi do głowy ze są szczere i prawdziwe jak tylko prawdziwe mogą być ludzkie uczucia. Tak, uczucia. Wyświechtane słowa, ale o ile bardziej białowełniane niż podręcznikowe "emocje".


Będę się wstydzić tego posta


środa, 13 listopada 2013

Yaofn

"Nie przeginaj"

Mała, nie przeginaj. Nie walcz o uwagę, nie pakuj się na ostre przedmioty,nie fantazjuj.

Listopad zaskoczył jak cyngiel, w dobre miejsce. Lubię listopad, choć listopad nie lubi mnie. Ale odwołując się do pewnych kreatywnych pomysłów, list-opad to czas opadania. Spadania, upadania. Nie dziwota więc.

Nie przeginaj, nie szukaj.

Wiesz co jest dla ciebie dobre? Normalność. Zwyczajność.Zbytnio obijasz się o pusto-szklane krawędzie słoika (szyb?). Musisz się zneutralizować, jak neutralizuje się Szwajcaria. Musisz być Szwajcarią. I absolutnie nie liczyć na uwagę. Nie rodziców, malutka moja Księżniczko Borderline.


A jakbyście mieli dosyć wpisów psychiatrycznych to na blogu światowym listopadowa playlista.



wtorek, 5 listopada 2013

Ido



Zdaniem wielu fizyków Wszechświat jest tak ogromny, że na 100 procent w przestrzeni kosmicznej znajduje się doskonała kopia każdego z nas.

Ale że jak - Australia, Teksas, Mars? 

Pomyślałam od razu o Skandynawii. Albo Wyspy Owcze, no i Irlandia z Kanadą. Musi być zimno. 
Myślę sobie, że tamta ja jest radośniejsza, otwarta na świat, kreatywna, kochająca, pogodzona ze sobą.
To taka ciepła myśl. 
Może lepi garnki, karmi kury albo projektuje domy.
Fajnie mieć fajniejsze ja.



hel-looks


niedziela, 3 listopada 2013

Halizee

Znów czuję się jak studentka na wygnaniu. Słyszę ruchy na korytarzu i nagle doznaję szoku, że to nie są ruchy nikogo bliskiego. I robię szybki przegląd w głowie - gdzie ja mam bliskich? On i przyjaciele. Nie, zupełnie nie o to pytam. Gdzie są ci bliscy, z którymi się mieszka? Których kroki rozpoznaje się na schodach, którzy zamykają szafkę z talerzami i jest to dźwięk tak ciepły, że praktycznie niesłyszalny?
Może to listopad, a może to święto zmarłych, w które nie odwiedziłam żadnego cmentarza (bo nie mam bliskich, których pamiętam i chciałabym odwiedzić...), że nagle znów czuję się obco w pokojowej przestrzeni. Od tego uciekłam, a może to po prostu znowu dorosłość.

Pamiętam jak nie mogłam się zadomowić tam. Trzask niedomykających się drzwi, inny kształt klamki i ten okropny, prl-owski zapach kurzu. Wszystko mi przeszkadzało. Najmniejszy dotyk inności i niedoskonałości - brudny "niebliski" kubek, okruchy, obcy szampon w łazience. Dotyk nieznanej wanny przyprawiał o obrzydzenie. 

A teraz jestem tak blisko. Niezależna, samodzielna, z własnego wyboru. Na cudzym, ale na własnym. I nagle znów koc jakby nie ten, parapet zbyt tłusty, mebel zbyt zakurzony, zapachy w kuchni mdlące. Własne rzeczy obce i brzydkie. Tylko tym razem nie ma powrotu. Zmieniłam wszystko i znów to nie jest to. Tylko tym razem nie ma powrotu. Tylko tym razem...

Myślę o poniedziałku, o tym, że trzeba wstać, założyć coś, czego potem nie będę się wstydzić (Boże, co za mordęga), spróbować zjeść, czyli jak co rano powalczyć z żołądkiem, zarzucić na plecy dwie torby z kartkami w różnych formach - luźnych i spiętych. Wyjść. Dojść. Wysiedzieć. Nie zabić. 
Coraz większy opór, jak kiedyś przed coponiedziałkowym pociągiem. Tylko, że teraz wszystko jest jak chciałam.

A może to to jednak jest kwestia zmuszania się? Może zbyt nagły zrobiłam zwrot z ciągłego zmuszania do odpuszczenia sobie... Może jednak zmuszanie jest dobre. W końcu funkcjonowałam tak prawie od początku i nic wielkiego się nie działo. Tak, tylko wówczas nie było wyboru. Dziecko musi, dziecko robi. Teraz jestem coraz bardziej niezależna, coraz bardziej pewna, gotowa walczyć o swoje.
A jednak wciąż jest ten czasownik, wciąż z takim samym nasileniem - "męczyć". Ciągle się męczę, zmęczę, namęczę, pomęczę. Ciągle jestem zmęczona i wymęczona. Czemu?

Każdy ma inny sposób na własne szczęście i tożsamość. Może to po prostu ja? 






.

.