czwartek, 18 sierpnia 2011

Ghosty nighthead

Nie cierpię dni. Nie lubię brzasków, poranków, ani jutrzenek. Nie lubię ostrego wśrodkudziennego słońca, nie lubię pór obiadowych, nie lubię godzin szczytu. Nie znoszę dziennych zapachów, ani dźwięków. Kurzu dnia, pośpiechu dnia, leniwego snucia się dnia. Najgorsze jest światło i długość czasu dziennego.
Odżywam wieczorem, kiedy słońce się zniża, a cienie wydłużają. 
Noc jest z kolei zbyt inspirująca, by spać. Ostatnio nie śpię, miliony myśli i wizji. W dzień chodzę otumaniona, zamglona, światło razi. 
Pływam w późnych popołudniach jak pomarańczowa, lśniąca ryba.
Wieczory są łagodne, ale wyraziste, ciekawe, szczęśliwe, zadumane.
Dni są, bo muszą być - szare, jasne, kręcące się ulicami. 
Żyję późnymi porami. 
Marzę o niesamotnym nocnym (bardzo!) spacerze.










"Zbliża się przedwieczorna pora zapomnienia o wszystkim (...) Bo rano dzień jest jeszcze surowy, mdły, ma zapach zielonego owocu mango. Jest jak przedwczesny wyrzut sumienia "
-Wybrana dolina- Luisa Josefina Hernandez

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.

.