piątek, 29 kwietnia 2011

This forest we are in

Czasem tak jest, że już od wieczora podskórnie boisz się iść spać, wiesz, że nie zaśniesz. Oglądasz głupie seriale, albo mroczne filmy pełne krwi i okrucieństwa. W końcu kładziesz się na pachnącej pościeli, prosto, na wznak. Chcesz oddychać, pomyśleć, może wreszcie z Nim pogadać. Ale kręcisz się z boku na bok, ręce wędrują po kołdrze jak otumanione, marzysz, żeby być małą, malutką dziewczynką i spać pomiędzy rodzicami. Wtulić się w ojca, który kiedyś był ojcem całkiem w porządku. Boisz się, nie wiesz czemu. Myśli obezwładniają gonitwą. Karuzela twarzy, słów, złych, złych przeczuć. Czujesz przymus skończenia z tą nocą. Wiesz, że tak łatwo nie zaśniesz, choć chwytasz się wszystkich możliwych sposobów. Już prawie wstajesz, bo nie wytrzymasz dłużej takiego szaleństwa. Jak podpalony, który biegnie jak kula ognia prosto w morze, żeby się utopić. I kiedy za oczami masz koronki firanek, a w ciele dorosłość, i wiesz, że nie będziesz już nigdy mała, że nikt nic za ciebie nie zrobi, przy nikim dużym i mądrym spokojnie nie zaśniesz, chroniona miłością i czarami.. wtedy chyba zasypiasz.
Rano jest niby wszystko w porządku. Nie wiesz jak zdefiniować to co się działo w nocy. Szukasz, albo starasz się o tym nie myśleć. Skupiasz się na dniu, który nie ma żadnego znaczenia.
I nagle dostajesz prezent. Słowa i dźwięki. Możesz się odnaleźć pomiędzy nimi. Możesz zrozumieć. Możesz poczuć. Możesz nazwać. A strach, który jest nazwany jest już łatwy do pokonania.



I don't know where this fear came from
how I became so afraid of losing everyone
never been afraid of being lonely
now I'm becoming the one I'm most scared of being

I don't know where this fear comes from
this fear of failing fear of letting everyone and myself down
its growing deep into my soul
making me all paralyzed and cold

It´s two steps forward, three steps back again
I´ll turn my face against it I won't run
Courage and belief are my redeems
No one else can rescue me it seems

Cause if I don't follow my heart this time
I'm gonna forget what this life is all about
I'm gonna take that path I'm going in on my own
I'm gonna take that fear and wear it like a crown






środa, 27 kwietnia 2011

Does it work?


-I forgot every inch of love any man have ever gave me
- Why?
- Maybe it's a matter of consumption. The memories were re-used so many times they have just washed away. Now I'm empty, not ready for anything. Pale as invoice paper. Cramped. But I am.
(...)
- You know what? They all wanna call it "art". These silly tumblr pictures. Or a big underground projects of young rebels. I'm confused. I have nothning to do with them. Fuck, I have nothing to do here, that's true. I should have found some UFO jet and flown away many years ago. But now... Nothing more. Only wake up, eat, go, return, read, listen to, talk, sleep. Whole idea of life.

" Dramatically spacious"



wtorek, 26 kwietnia 2011

Breaking flowers







Siedzę, czytam. Ławka ma tylko dwie deski, zsuwam się z każdej możliwej strony. Patrzę przed siebie, para łabędzi nurza szyje w stawie. "Mamo, patrz, zrobiły serce, zrobiły serce!" Nagle następuje Wielki Wybuch. Znowu odrywam oczy od książki, tło się rozmywa. Widzę obrazek - dwa łabędzie, wokół eksplodująca zieleń parku, wszystko z każdą sekundą coraz bardziej się złoci. Zieleń-zloto-biel. Zmarszczki wody. To wczoraj.







DZiś budzę się, znowu swoje łóżko, jakaś mała ta przestrzeń. Jak zwykle , ledwie się przyzwyczaisz, zaraz zmiana i na nowo, na nowo.
Zieloność pcha się w okna, w nozdrza, w ręce. Książki. Liczby. Zeszyty. Wielomiany, fugi, szpital, Hoffmeister, jedzenie. Ludzie. Reklamy. Krzyki. Plastikowe kolory. Aaa. Marudzisz.
Coś mi się nie podoba, w ogóle nic mi się nie podoba. Może tylko te płatki. Zasypcie, zasypcie, zasypcie.











czwartek, 21 kwietnia 2011

Bouncing out

Z rozkoszy wielkoczwartkowych : dłonie w pyle, włosy w nieładzie, na nogach jeden but w kwiaty, drugi z koralikami, w rękach ciężar świata - wielki wór z poremontowymi wnętrznościami / dzień dobry-dzień dobry /dlaczego JA mam czyścić ten dywan?!


Cóż, niemoc ma chyba swoje prawa. Przysiada cicho za żebrami i trochę kwęka. Mówisz, że nie potrzebujesz dystansu. Dobrze, wejdź znowu w ten świat, w tą mulistą rzekę, która tak Cię poddusza z systematycznością wiekowej sekretarki. Co mi do tego. Wsiądę dziś w pociąg, ucieknę. Zostaniesz. Masz towarzystwo. Widzisz, ja i ona w takim miejscu, to się nie udaje. Jest człowiek, który wciąż zapomina, który to jego pokój. W pociągu będę zapominać swoją wpółdrogę między sobą i tobą, tym twoim wszystkim. Zleję się znowu w chaotyczną, ale cał0ść.Wysiądę, dotarabanię się do zielonego klocka przy Parku Wolności, zawiruję od ściany do ściany, schody przez te żebra,a potem już tylko

GLORIA RESUREXIS.


____________________________________________________________________











_____________________________________________________________________


wtorek, 19 kwietnia 2011

VH



Mówią mówią mówią:
wszyscy spadają, a ty trzymasz
pion
wszyscy spadają, a ty trzymasz
poziom

trzymam pion
trzymam poziom
chodniki wiodą, gdzie wiodły, a jakby w innym kierunku...


vertical-horizontal-vertical-horizontal-vertical-horizontal-vertical-horizontal-vertical-horizontal-vertical-







poniedziałek, 18 kwietnia 2011

Touching is finally warm





"To nie człowiek wybiera sobie ostatecznie swój wewnętrzny obowiązek, lecz raczej pewien obowiązek wybiera sobie człowieka. Wymaganie dzielności jest (...) wezwaniem do tego, by człowiek zawsze opowiadał się za wewnętrznym poczuciem obowiązku, widząc w nim przeżycie, w którym jego dobra wola i jego „zmysł rzeczywistości” splatają się w sposób ścisły z jego sumieniem."









w razie czego...
:have a...:

niedziela, 17 kwietnia 2011

Slowly breath in








Wydarzyła mi uspokojenie ta chwila
Cicho jest niepomiernie i mężność
w domostwach moich kościach
 

piątek, 15 kwietnia 2011

jestem zagubiona, jestem wściekła, że tak po prostu, z dnia na dzień obróciłaś moje życie do góry nogami. Pewnie powiesz, że o 360 stopni, ale od wewnętrznej strony. Jestem wściekła, zrozpaczona tym, że muszę być zdana na . , że to ona ma prawo być zszokowaną, uderzoną najlepszą przyjaciolka, że to ona najszybciej dowie się co z Tobą, że muszę być częścią tego zgiełku, stanąć w szeregu oczekujących, smutnych, troszczących się, Czuję, że odgradza mnie od Ciebie MUR, Mur ludzi, mur rozpaczy, mur sensacji, mur czekania. Mur murów. Ponad wszystko chcę spojrzeć w Twoje oczy, otwórz je dla mnie, Daj mi mi mi mi mi mi pierwszą myśl, pierwszy pełny oddech.
Czekam tu, na wprost Twojego snu. Czekam sama. Gdzieś za mną jest jeszcze -, dziwisz się, że ona. Tak, trzyma mnie za rękę, właśnie ona, ona dzwoni, mogę być tylko z nią, z nią czuję się otoczona opieką, wyobraź sobie, wiem to dziwne. Ją mogę przytulić tak naprawdę, bez wstydu.
Stoję, czekam na Ciebie, na nic więcej i gram jak wszyscy swoją rolę i jeszcze przy okazji parę innych. Po prostu daj mi rękę, kiedy będziesz gotowa. Już prawie ją czuję, już prawie ją mam, ale potem rozwidnia się i znowu powietrze ja piach. Widzę Cię wszędzie.
Nie wiem już, czy jestem dobra, czy zła. Ty byś wiedziała. Nie wiem, czy boleję nad sobą, czy nad Tobą, czy jestem silna, bo muszę, dla Ciebie, czy jestem silna, bo to pasuje, bo to mój wtręt, osobista rysa dodana do treści. Otrzeźwij mnie. Już prawie się do Ciebie modlę, o Ciebie nie umiem. Widzę nasze palce. Różowo-żółte skorupki. A teraz? Gdzie one są?
Napisałam, myślę ciągle co to znaczy, czy robię teatr ze wszystkiego, robię siebie, robię słowa. Rzygam nimi, przepraszam, w tym kontekście to... Widzisz.
Powtarzam sobie, że jestem profesjonalna, że jestem prawdziwa, że jestem dojrzała.A oni, a one... A.

środa, 13 kwietnia 2011

Black blossom and vanilla rain



~papierosy które są czarne ale nie od sadzy nie od dymu nie od serca wkladam do ust rozwieram powiekę pada deszcz nade mną parasolka otrzasa sie z wilgotnej choroby. nie wiem juz czy to krople czy płatki z drzew ale daleko mi do gejszy wiec jednak nie drzewa nie ten wiśniowy sad chociaż... dźwięk kutego asfaltu zaczynam uciekać ten nie zapalony papieros jest jakby odłamkiem żwiru samym dźwiękiem wsuwam go z powrotem do pudełka i ustaje deszcz jak wrócę położę je wszystkie długie czarne dziesięć już sztuk ułożę do snu między koronką bluzki a szorstkością drewna będą spać spać spać to taka moja forma czułości~



Taka moja środa. Dobra środa.

Wiecie, że w kropli, która siedzi na szybie jest cały, cały świat? Taki drobniutki i odwrotny, taki słodki.







poniedziałek, 11 kwietnia 2011

La mar no tiene naranjas



"Morze nie ma pomarańczy.
Sewilla nie ma miłości.
Czarnulko- żar bije z nieba,
użycz mi swej parasolki.

Twarz się od niej zazieleni
(-będzie niczym sok z cytryny-)
wokół nas tu wnet popłyną
twoje słowa-małe rybki.

Morze nie ma pomarańczy.
Oj, miłości.
Sewilla nie ma miłości."





sobota, 9 kwietnia 2011

Green, cold and light




Nawet w zwykły, spokojny dzień czasem trzeba gdzieś wyjść i iść.
Po prostu iść. Ale wy to wiecie.


Zdobycze spacerowo-podwórkowe.
Zielone i myślne.
Do nich jeszcze dłoń zanurzona w lodowatym piachu,
silny zimny wiatr, horyzontalna linia spojrzeń.










I'm really sorry if quality of pictures is not perfect. I prepare them on my laptop, so such features as brightness or contrast can me different on different computers. I don't like it, but I can't change it propably.

czwartek, 7 kwietnia 2011

Beat it



Przeszkadza mi tytuł tego bloga. Bodzie jego nieadekwatność. Już od jakiegoś czasu wiem, że nie podołam idei wyszukiwania w codzienności kawałków radości i inspiracji. Poza tym sztuczność przelewa mi się między palcami, nie pozwalam sobie na poufałość z blogspotem, a jednak odmieniam przez wszystkie przypadki "ja jestem, ja byłam, ja czułam, ja nie wiem, ja myślę". A przy tym chcę zachować pozory, że nie piszę tu wcale wyłącznie o sobie, że błyskotliwie odmieniam przez przypadki też inne części świata. Wielki dysonans pomiędzy zbyt dużymi wobec siebie oczekiwaniami, a bolesną prawdą - jestem w każdym słowie tu. Egocentrycznie, egzaltowanie, pro-maskatorsko. Krygując się, bo nigdy się nie dowiem kto tak naprawdę to czyta. I nie dowiem się, czy mimo wypierania, nie zależy mi na występowaniu za maską i przebraniem, co dzień innym. Bo gdyby jednak...

Idę rozdrażnioną tłumem ulicą. Wieje bardzo mocny, nieprzyjemnie ciepły wiatr. Mam pełno piasku w oczach, choć zakrywam je dłońmi. Obijają się o mnie z trzaskiem ludzkie głosy
"Trzeba być idiotką, żeby ubrać w taką pogodę kozaki!" - to dziewczyna na obcasach
"Jak zawołam szefa to on pani powie, tak się paniusiu nie staje. Z dzieckiem kurwa przyjechała i myśli, że cały plac jej!" - parkingowy spod marketu
"To ja jej napisałam epokę, a ona mi za to dała zero punktów, czaisz? Porypana jakaś" - tym razem dwie zgrabniutkie uczennice
Zmuszam siebie do nie myślenia. Szukam odległych dachów, ulica jest długa i nieznacznie wznosi się w górę. Korony drzew brutalnie rozrywają nudną zielenią szarość tynku. A to przecież nie jest duże miasto. Nie myślę. Nie myślę. Oddycham. Wciągam nosem kurz,piasek, spaliny i perfumy. Ażurowy sweter przywarł z gorąca do gołej skóry, ale idę. '
Kupuję chleb, zanim dojdę do domu zjadam połowę, rzucam się do drzwi, wpadam na podejrzanego starego kurdupla, wiecznie ktoś się tu kręci. Klucze.
Patrzę w lustro. Widzę znowu siebie. Myślę o tych hektolitrach, megabajtach, kilometrach podobnych do siebie dziewczyn, które mijam na ulicy. Niby takie same, ale każda jednak inna, smacznie ubrana i cerę mają zamaskowaną dobrym podkładem. Nie opanowałam jeszcze tej sztuki. "Mazidła" do skóry to dla mnie eliksiry dobrobytu, ale wciąż tajemne. Co ja poradzę, że wolę pospać 20 minut dłużej niż przez cały dzień być stosunkowo pewną siebie?
Nie myślę, chociaż myślę. Chociaż rozglądam się po rogach, przejściach i przystankach. Chociaż wszystko wiem i wszystko rozumiem i niczego nie szukam.

Jutro wieczorem randka. Z matematyką.


Zbiera się na burzę. Szukam ładnych zdjęć. Wyskakują piękne, zwiewne kobiety z rozwianymi włosami i uduchowioną miną, w ciuchach z wybiegów. Tak, wszyscy jesteśmy piękni i młodzi i siedzimy na maskach aut w Arizonie, albo leżymy w trawie w wielkich kolorowych okularach-muchach. Reklamy. Zagraj w Kurzą Fermę. Telefonia Gadu-Gadu. Staram się je opanować, szukając zbawiennego krzyżyka już nie mogę wytrzymać i mamroczę: spierdalaj.

wtorek, 5 kwietnia 2011

17. jak piknik, malarstwo flamandzkie i krzywy komin





Refleks na dziś: Życie jest czymś pomiędzy piknikiem a paniką.




Jestem zachwycona Lechem Majewskim. Jego erudycją, a przy tym wytrwałością w szukaniu dobra i prawdy w prostocie. Jego fascynacją starymi mistrzami sztuki i pokorą wobec własnych osiągnięć. Nie, nie jest artystowski. Znalazł doskonale wyważoną płaszczyznę między formą a treścią. Komunikuje swoje myśli i przekonania w miękki, ale zdecydowany i wyszukany sposób, a przy tej elokwencji nie jest banalny. Słuchając jak opowiada o "szaradach", którymi pozornie jest szukanie wieloznaczności w alegorycznych obrazach, mam ochotę rzucić wszystko, pobiec do wielkiego muzeum i zgubić się w odpryskach drogocennej, flamandzkiej farby...W końcu tam każdy szczegół ma metaforyczne znaczenie. Świat jak dla mnie.




____________________________________________________________________




Z radości dnia codziennego - ciepła ławka, krzywy komin, wyciągnięte nogi, perroracje na temat zmian i że "nie ma co zakładać" i że na początku wszyscy gramy i podrywamy i to jest właśnie tak pociągające - tylko właściwie co ja o tym wiem, prócz paru małych zgubień.

Zaczęło lać. Śnił mi się zielony płaszcz.
















niedziela, 3 kwietnia 2011

16.for stealing beauty



I liked the film mildly. But there was some kind of spirit in it I felt like I'm missing something very much.
Are flowers this thing? Or is it something else?
Another week is going to start tomorrow. I will again forget about keeping calm and drinking tea, as always. People will be everywhere. On classes, in the street, maybe in my fridge, too?
But definitely not in my bed, not in my arms and not in my heart.






" Nie do cofnięcia słowa i odruchy,
nie doliczone gwiazdy,
charakter jak płaszcz w biegu dopinany -..."

W.Szymborska




.

.