Siedzę, czytam. Ławka ma tylko dwie deski, zsuwam się z każdej możliwej strony. Patrzę przed siebie, para łabędzi nurza szyje w stawie. "Mamo, patrz, zrobiły serce, zrobiły serce!" Nagle następuje Wielki Wybuch. Znowu odrywam oczy od książki, tło się rozmywa. Widzę obrazek - dwa łabędzie, wokół eksplodująca zieleń parku, wszystko z każdą sekundą coraz bardziej się złoci. Zieleń-zloto-biel. Zmarszczki wody. To wczoraj.

DZiś budzę się, znowu swoje łóżko, jakaś mała ta przestrzeń. Jak zwykle , ledwie się przyzwyczaisz, zaraz zmiana i na nowo, na nowo.
Zieloność pcha się w okna, w nozdrza, w ręce. Książki. Liczby. Zeszyty. Wielomiany, fugi, szpital, Hoffmeister, jedzenie. Ludzie. Reklamy. Krzyki. Plastikowe kolory. Aaa. Marudzisz.
Coś mi się nie podoba, w ogóle nic mi się nie podoba. Może tylko te płatki. Zasypcie, zasypcie, zasypcie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz