Moda, wygładzone niedoskonałości, wyszukane, pompatyczne kreacje, wymodelowana kobiecość, delikatne, przesterowane światło, łapanie chwili poprzedzone kilkugodzinnymi przygotowaniami przez sztab wykwalifikowanych ludzi, specjalistyczny sprzęt, duże pieniądze, nieżyciowość, powtarzalna oniryczność, wystudiowane pozy, przerobiona malarskość, tandetna, wirtualna marzycielskość. Małe laleczki, upozowane piękności zagubione w dżungli sennego, artystycznego miasta-państwa. Wszechobecna Lily Cole, a w niej Alicje i króliki, Calineczki o wypudrowanych policzkach, unoszone przez baloniki cukrowe wróżki. Mieszanie konwencji w tyglu vogue'owskich norm. Wszystko musi się trzymać, wypchnięte biodro dokładnie pod kątem gigantycznego rekwizytu. A jednak...lubię patrzeć. Bo są i delikatne, bezpretensjonalne, łagodne zawieś-oki.
PS. Weźcie jakikolwiek styl-blog, czy tumblr, a okaże się, że połowa zdjęć jest autorstwa TIMA WALKERA
Kto zgadnie, które dwa lubię najbardziej? ;)
ostatnie i to z vivienne westwood:D
OdpowiedzUsuńewentualnie kobietę w niebieskiej sukni na schodach z trenem do ziemi:)
OdpowiedzUsuńNo Viv jest cudowna, ale nieeee ;D
OdpowiedzUsuńUwielbiam Walkera! 3 od końca zdjęcie, to na schodach - piękne!
OdpowiedzUsuńObstawiałabym, że Twoje ulubione to te, na których są rudowłose kobiety, a jeżeli Vivienne nie - to się poddaję :P