wtorek, 6 września 2011

Starring

Poranek można uznać za udany. Co więcej należy chyba do niewielu jak dotąd (a może jestem zbyt ograniczona by je łapać) chwil z kategorii "magia, książkowość, przyjemność i świat urokliwych obrazków". 
Kawiarnia w środku miasta, zbyt popularna, by do niej chodzić ze znajomymi. Przedpołudniowe spotkanie z Mistrzynią Kreatywności i Możliwości. Cel: pisanie bajek. Latte i lekkie słońce zza szyby. Przy sąsiednim stoliku kobieta elegancka, z tych "luksusowych". Nagle na szkle stolika ląduje przede mną z nonszalancją kieliszek szampana, taki sam dostaje Mistrzyni Kreatywności i Kobieta Luksusowa. Mistrzyni obraca się do właściciela z pytaniem, co świętujemy.
- Poranek! - właściciel mieszkał 10 lat we Włoszech, jest Ślązakiem z uroczą i gwałtowną manierą mówienia z włoskim akcentem. Włoskość wylewa się z jego ust, ruchów, myśli. 
- Jak to co?! To że jesteśmy tu, że siedzimy, że jest przyjemnie, że jest nowy dzień! - wykrzykuje Kobieta Luksusowa

Potem rozmowa toczy się dynamicznie. Milion wątków na minutę. Kobieta Luksusowa i Właściciel bombardują siebie nawzajem nazwami miejscowości - Palermo, Chiqato, Sycylia. Udo... freski, rezydencja donna... fontanny... pałace... muszelki... muzea...Antwerpia...Londyn
Skrzą się zęby, skrzą się temperamenty, padają pomysły, żywe gesty zachodzą na siebie. Kobieta Luksusowa wyjmuje przywieziony z daleka naszyjnik z onyksów, do wyceny, śmieje się, że nie może być w pracy pijana, co chwilę wykrzykuje oniemiała: Och, jak już późno! ale jeszcze zostaje. Jeszcze podrzuca pomysły na kiermasz u sióstr, obiecuje muszelki, kryguje się uroczo, opowiada o Madonnie Matisse'a. Właściciel w tym samym momencie imituje jakiś znany obraz - portret jeźdźca na koniu, włócznia i łuk. 
Kobieta Luksusowa wciąż wyjmuje terminarz, by zapisać, by zapamiętać, doradza najlepsze kurorty, opisuje palarnię kawy w pięciogwiazdkowym hotelu. I "ja to się rękodzieła nie tknę, ale kran skręcić, śrubkę przybić...to tak! wiecie, o czym marzę, ale wiecie? żeby mi kupili taki ten.. wkrętło z latareczką, i wtedy to ja mogę wszystko, ale nie chcą. jakieś fatałaszki babskie kupują, no! "
Zrywa się w końcu z gracją jasnego ptaka, poprawia apaszkę, cmoka Właściciela, obiecuje muszelki, wybiega.
Robi się znów spokojnie i przedpołudniowo, przede mną słowa do złożenia i lekko blady, taki włosko nierealny kieliszek z resztką szampana.

Tak, jestem kobietą, która mogłaby ranki spędzać w jasnych kawiarniach, co dzień zachwycać się jakimś błyszczącym drobiazgiem, z szalikiem z kaszmiru, a popołudniem spacer i :Janie, podaj herbatę. 
Ponoć prababcia H. też taka była. Mimo profesji bibliotekarki. Ciekawe, czy to po prostu ma się w sobie, czy potrzeba jeszcze sprzyjającego otoczenia i tła? 

TAK TRUDNO BYĆ BEZPRETENSJONALNYM...
IT'S SO HARD TO BE UNPRETENTIOUS...




1 komentarz:

.

.