Czuję bardzo zły imperatyw, który, jak wiele innych rzeczy, doprowadza mnie do szaleństwa. Ulegam mu w tym momencie, jako próbie zatrzymania tego obłędu, jako próbie skonkretyzowania problemu, czyli poradzenia sobie z nim. Imperatyw brzmi: opisz to! opisz to! opisz to!
Wystarczy jednak, imperatywie, jeden kiepski wiersz, gdzie wrzuciłam po przecinki cały bolący mnie bełkot. Zamknij więc już mordę imperatywie, daj mi żyć. I wy, sprawy po przecinku, przymknijcie gęby. Bo nie napiszę już nigdy nic. A wtedy położę się i umrę z wywalonym językiem i nikt mnie już nigdy nie pokocha. Taki osiągniecie efekt swoim truciem i doprowadzaniem mnie do ataków okołopsychotycznych.
Dziękuję, dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz