Wyobraź sobie świat bez luster. Widzielibyśmy tylko swoje dłonie, to co w nich, uważalibyśmy na każdy ruch. Widzielibyśmy swoje stopy, ważylibyśmy kroki, mielibyśmy świadomość drogi. Poznawaliśmy swoją twarz dłońmi innych. Nie byłoby kompleksów, stereotypów, przezwisk, słabości. Pięknych i piękniejszych.
Bylibyśmy sami sobie, bez wizerunku, bez smutku szkaradności, bez istoty popkulturowej zgryzoty...
A tak - wszędzie nieswoja swoja twarz, nawet w szybie zamglonego autobusu.
Wieczór rozdzierający i rozdzierany
Ediit:
Nie lubimy się, męczymy się. Ja się męczę konotacją. Ja się męczę potrzebą. Ja się męczę rozmowami z tobą. Ale o tyle dobrze, że uśmiechnęliśmy się dzięki sobie w ostatnich podrygach przednocy wirtualnej. I tyle wystarczy. Nic więcej, to się liczy. Dobranoc, przyjacielu. Fuck you.
Nie lubimy się, męczymy się. Ja się męczę konotacją. Ja się męczę potrzebą. Ja się męczę rozmowami z tobą. Ale o tyle dobrze, że uśmiechnęliśmy się dzięki sobie w ostatnich podrygach przednocy wirtualnej. I tyle wystarczy. Nic więcej, to się liczy. Dobranoc, przyjacielu. Fuck you.
Świat bez luster... Może byłby łatwiejszy. A może to po prostu ludzki strach.
OdpowiedzUsuńStrach? Co masz na myśli?
OdpowiedzUsuń