poniedziałek, 19 grudnia 2011

Melody

"wróciłam do O. - od razu lepiej, tu moje miejsce, wszystko łatwiej objąć, przyjąć. Niby nie mam w K.żadnych problemów - radzę sobie, rozmawiam z ludźmi, studia bez szału, ale spoko, ogarniam miasto, daję radę. A może to pozory, może jest w tym jakaś horrendalna rozpacz, niemoc, samotność - ukryte atawistycznie, żebym jakoś sobie radziła z codziennością. A potem wszystko się wylewa jak brudna rzeka (...) okropna była pogoda i ja okropna - okropna do szaleństwa, chorobliwie - złość, nienawiść, rozpacz i tak do histerii, a potem od nowa. Całkiem sama z tym, nie żalę się, to fakt. Nikt nie pojmie, bo to nienormalne i niewytłumaczalne. Może to znów Zwierz w jakiejś postaci (...) czytałam o Zeldzie Fitzgerald - jak wszystko zrzucało ją w stronę szaleństwa. (...) ten K. chyba nie ma sensu. Ale co bez tego? Przecież nie tutaj, przecież nie we W. Zresztą nic mnie nie interesuje, niczego nie chcę, nie mam pomysłu na siebie. Brzmi jak depresja. Co - nie umiem normalnie funkcjonować bez leków, bez lekarza? Niekończące się doły jeśli nie trzyma się ręki na pulsie? (...) jak myślę o tym, za co muszę się zabrać...te prace, powtórki...bezsilność, nic więcej. Nie potrafię już nic prócz wylewania słów o sobie, jak wymiotów (...)"

Ładny dzienniczek , nie?  To potrafię świetnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.

.