Chyba naprawdę minęłam się z powołaniem. Coraz częściej rzednie mi mina, gdy kolejne zajęcia zamieniają się w ożywioną dyskusję przeintelektualizowanych humanistów, którzy w nowym kinowym hicie doszukują się filozofii Wittgensteina, a w krótkiej bajce Fontaine'a ideologii marksistowskiej. Młodzi z pasją, młodzi z kulturowym dyskursem za pan brat. Wojujące, zaczadzająco inteligentne feministki. Barwni i wykuci na blachę historycy sztuki, którzy poprawiają wykładowców w temacie metaforyki przedstawienia Chrystusa jako Meduzy. Filozofia gier. Filozofia kampu. Filozofia horroru. Filozofia wszystkiego. Interpretacja każdej książki, każdego filmu, wszystkiego. Doszukiwanie się najbardziej wydumanych, wielopoziomowych teorii w scenie trwającej pięć sekund. Przeambitny pan od kultury grozy (właśnie KULTURA grozy, FILOZOFIA grozy) - na dziś 270 stron teoretycznego opracowania horroru i przekrój dyskursów wampirycznych. Wampir według tego, według tamtego, wampir jako symbol zagrożonej męskiej płodności, wampir jako wyznacznik antropologicznej ambiwalencji światów. Te książki tworzą naukowcy dla naukowców. Do jasnej cholery. Wampir, to wampir. Film to film. Gra to gra. Wszystko to ma swój cel i sens. Dobrze jest przeanalizować jakiś temat głębiej, pobawić się w interpretację, poszerzyć wiedzę i nie zamykać oczu na inne punkty widzenia. Ale nie do skrajności. Nie mogę już znieść tej nieżyciowości, to mnie śmieszy i denerwuje. Czytam książkę, bo jest pięknie napisana i mnie porusza. A potem ktoś to rozwala jednym tomiszczem pełnym zdań wielokrotnie złożonych, z miliardem przypisów, zawierającym (zapewne jakiś ułamek wszystkich) teorie i koncepcje umiejscowienia tego tekstu na mapie antropologicznego/kulturowego/semantycznego/krytycznego/lingwistycznego/socjologicznego/historycznoliterackiego/psychologicznego... lub wszystkich na raz obszaru pojęciowego.
Ludzie, idźcie się leczyć.
Tak właśnie. Mnie studia filologiczne zniechęciły do czytania. A że ludzie - to nic nowego, zawsze cechowała mnie mizantropia. I odnoszę wrażenie, że niektórzy wykładowcy sami nie wiedzą, o czym pieprzą. Czuję się totalnie bezproduktywnie.
OdpowiedzUsuńStudia humanistyczne, ych.
Pewnie kiedyś będziemy tęskniły do tych czasów, ale póki co bardziej mnie to męczy niż pasjonuje.
Choć czasem jest śmiesznie jak z dystansem spojrzy się na tych wszystkich furiatów wierzących brednie będące niczym innym jak idem per idem ;))