sobota, 29 września 2012

Moving from your back

Chcę czegoś więcej od życia prócz pochłaniania ogromnych ilości książek, muzyki, filmów i wierszy. To bardzo przyjemne móc się temu oddawać, ale to za mało. Bo jakie znaczenie ma pisanie esejów, prac naukowych o tym, czy tamtym? W zamian dostaje się tylko kartkę z komentarzami, albo recenzje, albo kolejne strony słów, słów, słów, teorii, polemik... To wszystko jest tak naprawdę jałowe, komu pomaga? Hiperintelektualistom i nadwrażliwcom, którzy mogą zamknąć się w hermetycznym świecie, w którym czują się bezpieczni? Też tego chciałam. Tak mi się wydawało. Ale teraz chciałabym z tego ocalić resztki zainteresowania i przejrzystości, przyjemności  i świeżego spojrzenia. Nie wiem, czy jeszcze się da. Chcę czegoś więcej, ponad spędzenie życia w kulturze, w codzienności pełnej pochłaniania estetycznych wyrobów, cudzych konfesji i migotliwych metafor - one tak szybko gasną. Chcę czegoś na dłużej. 
Tylko jak się teraz wyplątać? jak Znaleźć?

A do tego postanowiłam się nie zakochiwać na razie. Już w ogóle na razie i nie wiem i po co. Chyba dosyć.

Tak szybko mijamy, po co tyle tych zdań i prób porządkowania słowami.





Atmospheric atmosphere




Już może wrzesień. Zawracanie głowy 
od świtu. Światło w oczy. Nie mam tatuażu.
Nie mogą dojść kim jestem. Żadne hasła, żadne
inicjały i żadne symboliczne obrazki 
nie zakrywają mnie i dlatego zupełnie 
nie mogą dojść kim jestem . Świat nie oferuje 
niczego oprócz blasku. Ja poruszam się 
jak wskazówka zegara - po kole, do góry, 
w dół, w ciszy, w nudnym blasku. Świat nie oferuje
niczego oprócz blasku. Konkrety pierzchają. 
Trzymam się papierosa, żeby się nie zgubić. 

M. Ś. 



zapadam się w znużenie


piątek, 28 września 2012

Baby dream theater

Wraz z czwartkiem przyszła czystość myślenia i uspokojenie, tak samo z siebie. Czuję się nieźle, choć coś mnie bierze, łamie w kościach. Jesień jest absolutnie przepiękna, a przecież dopiero się zaczyna. Jeszcze tyle jesieni... Teraz chciałabym tylko nic nie chcieć i niczego nie pragnąć. Opadam w jakieś ciepło, wraz z przejmującym chłodem rąk. Trochę mało istnieję i chcę mało istnieć. Zmęczyłam się mrokiem, teraz niech otuli mnie przejrzystość myśli.

I, jak się okazuje, wspomnień.

Pamiętam, jak budowałam z ojcem pałace z mebli.
A dachy i baldachimy były ze starych, maminych apaszek. 




byłam książniczką.jestem książniczką.


poniedziałek, 24 września 2012

In optimal satisfaction

Z jesiennych kronik małego miasta...














I jeszcze Kate, tradycyjnie jesienią, i jak zawsze na temat.


I look at you and see 
My life that might have been: 
Your face just ghostly in the smoke. 
They're setting fire to the cornfields 
As you're taking me home. 
The smell of burning fields 
Will now mean you and here. 

Ooh, the thrill and the hurting. 
The thrill and the hurting. 
I know that this will never be mine.








sobota, 22 września 2012

poniedziałek, 17 września 2012

Take it high on the bland land

Z przypadków pewnego uśmiechu

Uśmiech to już jest coś. To jakiś rodzaj Własności, podarunek bez zbędnej ideologii. Wystarczy mi uśmiech. Uśmiech to kilka sekund Uwagi. Okruch sympatii na deptaku wśród jesiennego chłodu. I choć ten Gest był lotny, nie zaczepiony do Konsekwencji i do Dalej, to był i pozostanie niezbywalnym dowodem na to, że jednak Jestem. Zbytnio się nad nim rozniańczam? Każdy Człowiek pragnie czegoś od drugiego Człowieka. 
Duże litery, duże litery. Emfaza z powodu Dostrzeżenia? Jestem tylko zdesperowaną Kobietą... 

Na przyszłość pamiętaj - dla ciebie jestem w nastroju przysiadalnym. 









czwartek, 13 września 2012

Deeply falling.



Chciałabym fotografować ciebie fotografującego mnie.











a teraz będę się chwalić, dla samego, próżniaczego szpanu:







wtorek, 11 września 2012

They wanna put us in chains.

Poczułam przypływ optymizmu. Wszystko przez przypadkowo wysłuchaną audycję społeczno-polityczną w południe. Głowę zaprzątniętą miałam sprzątaniem, więc na czas nie doczołgałam sie do odbiornika, by wyłączyć gadające głowy, których zazwyczaj unikam jak ognia. Tematem audycji było podwyższenie wieku emerytalnego i sprzeciw Solidarności. Nie interesuje mnie to wiele, bo z zasady nie ufam żadnemu rządowi i żadnym związkom, wszystko zmieni się jeszcze sześćset razy, więc niech się plują nawzajem. Irytujące to jak nie wiem, ale co my możemy, jak nic nie możemy, prócz robienia co swoje. Do studia dzwonili zaangażowani słuchacze, większość koło 40-tki i starsi. Perrorowali namiętnie nad stanem rzeczy, nic nie było dobre, nic nie było słuszne, a Polska jak zwykle w ogonie europejskim i wstyd i masakra i bezsens. Co by nie było, jakaś tam racja. Ale dzwonili też moi okołorównieśnicy - 22-latek z własną firmą, 21-latek, 25... Wszyscy dziwili się, że nad kwestią przyszłych emerytów tak bardzo biedują dorośli, których ta sprawa będzie dotyczyć najmniej. To nas obejmie "najgorsze". Ale słuchacze ci nie byli poirytowani, wręcz przeciwnie. Mówili, że jest, jak jest i jeśli będzie trzeba będą pracować dłużej. Z chęcią popracują nawet do śmierci, jeśli praca będzie i będzie przynosić dochody. A byli pełni nadziei, ze tak. Bo wzięli sprawy w swoje ręce. Jak coś nie wypali, to wymyślą drugie coś. Zawsze jest jakieś wyjście. A jak będzie źle, to zawsze jest to wyjście za granicą. Są młodzi, może nie znają życia, chcą pracować dłużej, bo pracują dopiero kilka lat, zmieni im się do czterdziestki. Być może. A może nie. Nieważne. Chciałam tylko zwrócić uwagę, że ich wypowiedzi były naprawdę budujące. Nawet jeżeli sądzą tak tylko tu i teraz, to i tak warto było to usłyszeć. Sama zaczęłam przez to wierzyć, że sobie poradzę. Że wszyscy sobie poradzimy. Lepiej niż nasi rodzice i dziadkowie. A może po prostu inaczej. Chyba wystarczy wierzyć, że wszystko można i zawsze jest jakieś wyjście. No i oczywiście umieć wiele rzeczy. Nigdy nie wiadomo, czy kiedyś nie przyda ci się wyszywanie na tamborku...

PS. Dopiero 13:14, a ja już machnęłam tu dwie notki. Dziwne. Wszystko przez Króla Karola.



All the way in the rain

Szanowni Państwo, z największą rozkoszą przedstawiam Państwu Jego Wysokość Króla Karola...
Król Karol zdecydowanie przejął władzę nad tym porankiem, wybijając w pień innych kandydatów do tronu, za pomocą świeżości swojego spojrzenia, niebanalnej stylizacji, wdzięcznych tekstów i kaskady radosnych dźwięków. W kuluarach mawia się jakoby miał zastąpić pewnego Devendrę na piedestale. Zrobi to z właściwym swoim urokiem i frywolną elegancją. Wiemy jednak, że niektórym poddanym abdykacja Devendry wydaje się niemożliwa, dlatego kwestia przejęcia klejnotów rodowych wciąż jest nierozwiązana (hippizm i dzika energia cieszy się jednak większym uznaniem niż kurtuazja i arystokratyczne piractwo). Uprzejmie radzę zaprosić Jego Wysokość Karola na śniadanie, podwieczorek lub kolację z noclegiem...












niedziela, 9 września 2012

Not expecting anymore

Złap mnie

bo zapamiętam się za bardzo
w wirowaniu jak liść spadający z drzewa

Złap mnie

bo wpadnę do swojej otchłani, którą przeczuwam
i będzie za późno







piątek, 7 września 2012

Shelter me, shelter me

Czemu z dziania się tak mało wynika prawdziwego dziania? 

Ale dobrze czuć, że coś się jeszcze rusza. Że czasem tyle jest spraw i nerwowego śmiechu, że można zapomnieć o myśleniu za dużo. Jeszcze się ruszam. Jeszcze dzieję się. Dzieję się, naprawdę.

energio kosmiczna, energio kosmiczna, energio kosmiczna
przebij się
namieszaj
pozwalam

lecz po dniach dziania następują tygodnie ustoju - tak, ustoju
nieważne, niech tam, niech tam


Poszłam na całość z aparatami, uległam, ale wyłącznie dla siebie...(?)
chciałabym, by nie znudziły mi się szybko
chciałabym czuć z nimi emocje, czuć się z nimi dobrze, widzieć przez nie świat pełen energii, która pracuje dla mnie, ociera się o mnie, wiedzie mnie i popycha wydarzenia w moim kierunku




I am just a man
May not change the world
But let me inspire someone who can






środa, 5 września 2012

Truck in the grassbass

Codziennie koło 16, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zaczynam słaniać się na nogach. Kontury się zamazują, myśli zwalniają, wszystko męczy. Dopiero piąty dzień września, a już czuć zbliżającego się potwora na torach, niewiadomą, która może rozwinąć się tylko kiepsko... Czuję znużenie, obejmuję sama siebie, walczę, by nie myśleć. Obserwować i nie osądzać. Obserwować i nie osądzać. Obserwować i nie osądzać. Śmieję się, strasznie dużo gadam, żalę się, bełkoczę, chichoczę. W płucach stado much, które obijają się o ścianki mięśni, przypominając o wiecznym niepokoju.
Słońce, chmury, niebo i wieża. Nieboskłonne pejzaże... Nie ukryję się w nich. Znów mogę schować się tylko za słowami, przekleństwo. Słowa, jak zbyt dobrze znane ściany, od których ucieka się, a potem wraca z podkulonym ogonem, bo tylko one stoją, wciąż na swoim miejscu, gotowe zawsze choć połowicznie nakryć, powlec myśli. Ściany z perkalu, z kretonu, z żorżety. 

James, James, James... znikasz w moim zmęczeniu, w dłoni trzymającej się kurczowo poduszki; wraz z przepysznie błękitnookim, brodatym mężczyzną, który podobno lubi rude kobiety

dokąd, dokąd w czarnym worku na głowie, dokąd ze świadomością, która oszukuje sama siebie, z obrazami w głowie, które tworzą się same i kłamią; wszystko we mnie kłamie; nie mam żadnej władzy nad swoim osądem, żadnej realnej władzy nad przeczuciem lęku

a jednak udaje się przeżyć, wciąż kurczowo wmawiając sobie, że myśli o nieżyciu to największe z tych kłamstw

chyba źle to wszystko brzmi, tak jakoś ponuro







niedziela, 2 września 2012

Simplicity of cruel-city.





Czasem jest z tobą tylko wiatr. 
I tylko on bezsensownie pozostaje, gdy widzisz właściwą drogę, ale nie jesteś w stanie zmienić kierunku, by nią podążyć. 
Chociaż w zasadzie gdzie rozstrzyga się właściwość dróg?






.

.