wtorek, 22 marca 2011

11.jak Sugababes

Wcale nie czuję się źle z powodu faktu, że ostatnio jedną z niewielu satysfakcjonujących muzycznych radości są dla mnie Sugababes. Dziewczęcy girlsband, teledyski naturalnie pełne photoshopu i przymusowej erotyki, a głosy zremasterowane, aby brzmiały jak najbardziej anielsko. Ale chyba to przestaje mieć znaczenie, kiedy ich piosenki dodają mi energii i odwagi. Pozwalają mi przetransformować się z pół-dziewczynki, pół-kobiety w kobietę, która boi się, ale idzie dalej. Podnoszą własną wartość ale także pomagają bronić własnego świata.
Teksty naturalnie oscylują w tematykach dyskotekowo-miłosnych, zakładają, że wszystkie dziewczyny jeżdżą jaguarami i są zabójczo seksowne. Ale jest w nich coś, co dotyczy każdej z nas - zagubienie, pokłady pewności siebie, błędy, rozstania, pozytywna energia i niezależność. A poza tym niektóre zwroty są naprawdę umiejętnie chwytliwe ("You were like a power of nature, telepathic. beautiful creature..")

Przy girlsbandach krok staje się sprężysty. Oczywiste piękności przestają złościć. Miasto stara się żyć z tobą w symbiozie, nie ty z nim. Nawet jeżeli nie wyglądasz jak te wszystkie smukłe, modne, pzoornie zagubione w dżungli miasta zjawy, masz takie same prawo zamaszyście uderzać podeszwami o chodnik. I chociaż wszystko to przypomina senny teledysk - nie zamierzam przestać. Cokolwiek by mi wypadało, czy też nie.




1 komentarz:

  1. I słusznie, że nie czujesz się źle. Podoba się i już.

    Gdybyś przejrzała moją piosenkotekę... Sporo plamek na honorze słuchacza z ambicjami :)

    Znasz na przykład to: Harry Kain, Góra i dół, cukier i sól? Czasem włączam i dobrze się bawię.

    OdpowiedzUsuń

.

.