wtorek, 31 maja 2011

Controversial plot

To wszystko jest naiwne. Te styl-blogi. Te scrap-blogi. 
Naklejka na kartkę z napisem : Simply beautiful. Wystylizowana produkcja masowa. Wyzwania scrapperek - świat jest cudowny, mapka. Słodycze i dzieci. Witaj na świecie maleństwo.
Witryna z tapetami na pulpit : still life, szczegóły dnia codziennego, wazonik i świeczuszka.
Blogi : Lato! Czeresienki, wisienki, szklanka z sokiem przybrana w wianek z rumianków. Słomkowy kapelusz, sukienka polka dots. Aparat vintage, strój kąpielowy Brigitte  Bardot. Filmy w plenerze, koc i apaszka w drobne kwiatki. Miejski rower z wiklinowym koszykiem. Magic, magic. Skrzydełka wróżki.
Artblogi:  Ilustracje książkowe, dziewczynka z balonikiem, ilustracje kobiece, dziewczyna na obcasach, digital manga, akwarela, napisy I love coffee.
WrocLove. KrakLove. 

Naiwne. Nieprawdziwe. Wirtualne. 



New romatic, modern hippie i serce zagubione w stylowym artyźmie...

Scrapbooking - so creative!

Natura i książki, i łąka i marzenia i snyyy...

Śniadanie, małe rzeczy dnia codziennego, cudowne maleństwa.

Vintage i taki cudowny aparat i...

Magia...

Listy, przybielenie, kaligrafia, zapach papieru...


Chciałoby się rzec: 

Ale dołożyłabym sobie samej.

A poza tym... dlaczego nie dać się tak właściwie omamić tym wszystkim?
W imię prawdziwości? Ale jakiej i czyjej?

Trauermusik


No spisałyśmy się z Czarną Helenką na medal. Znaczy na 5.  I Helenka jest już moja i będzie do końca życia.


sobota, 28 maja 2011

Performance

Ptaki o czwartej nad ranem, tryle, życie, 4:08. 11:23 wypadek na skrzyżowaniu, samochód dachował, 11:33 wcale o tym nie myślę - muzyka, puls, muzyka, rytm, żyje się dalej i dalej. 12:04 mała Julia recytuje wiersz, motylek w nagrodę, 16:07 nie żyje polska koszykarka 4 miesiąc ciąży 16:35 mama zamawia buty, będą we wtorek, mamo a jak umrzesz to co ja zrobię z tymi butami 17:10 mamo jak to było jak mnie rodziłaś, żartujesz wszystkie na jednej sali?! przywieram. tak blisko ciału do zimnej ziemi 17:45 I. nie odbiera cztery razy, podskórny strach, czarne myśli 18:56 mężczyzna ze złamanym nosem, może to on dziś z tego wypadku, to był taki kobiecy samochód, metaliczny pomarańcz, przyspieszyłam kroku 20:00 mała Tusia na kasecie ma-dada-daj-dzidzia-tata-taaa-gruu Ojciec: Tuuunia, uśmiechnij się... Telefon. Dzwoni ojciec jakby wyszedł z telewizora, nie ten sam, tylko i chyba głos 20:47 na kasecie Iw. lat dwanaście duże oczy, duży brat Gunsi na ścianie zarost, lat piętnaście, G. ma dopiero prawie trzy latka , poczet dzieci moich-to ojciec 20: 59 [brak sygnału] Natalka z Iw. popatrz tu dzidzia, a tu pani pływa, widzisz? kaftanik w truskawki. czerwiec, teraz ja trzymam córkę Dużego Brata , lat trzydzieści dwa, jak mnie Iw. popatrz M. dzidzia 21:07 Notting Hill Anna Scott siada na ławce - pamięci June, która tu siadała 1917-1992...
Natalia P. 6.08.1992 - ?



piątek, 27 maja 2011

My heart don't go lababumbabumb


Nocne połażenia, pokłócenia, pomarzenia, pozłamania, posercenia, pozmarznięcia, poklikania, pogadania, poświetlenia.

NOW, NO LIGHT THERE... BUT I DON'T CARE.



środa, 25 maja 2011

No more significant values



Próbując kultu samoświadomości, który naturalnie idzie w zupełnie innym kierunku niż powinien, znowu próbowałam dziś coś oswoić.  Coś nieokreślonego. Zdefiniowałam też pewną strukturę, która sprawia, że moje Teraz jest takie chwiejne. Mianowicie są przynajmniej dwa Życia. Nie, nie odkryłam dowodów na reinkarnację. Są dwa Życia moje (przy czym Życie jest tu terminem roboczym z braku lepszego określenia). Są dwie jego Płaszczyzny.

1.   1. Życie Codzienne – szkoła-dom-szkoła-muzyk-sklep-dom-szkoła-książka-internet-znajomi-internet  wspomnienia-muzyk-serce-ciuchy-internet-sklep-przyjaciele-dom-teatr-biblioteka-bibilioteka-bibilioteka…
 I ten cały bajzel typu:  *niecenzuralne* , boli mnie ręka, nie rozumiem tego, co za człowiek, kłótnie,  połamane serduszka, wyrzuty, wściekłości, dylematy „napisać-nie napisać”, trzaskanie drzwiami, frustracyjki, nienawidzę ludzi, hałas, toksymie domowe, toksymie międzyludzkie, strachy powszechne, tremy, kompleksy i kompleksowe zestawy i przekroje innych „dodup”, krzyki i drapania
Wszystko źle, ale znamy to i kochamy. Pływamy w tym i nawet oddychamy. Jesteśmy sobą i gramy. Znamy ten teatr, lubimy go, jest Domem. Chcemy tam wracać.

2.   2. Życie Jako Wyższa Forma Lotu , czyli nie jestem na nią gotów
Ma związek z czasoprzestrzenią.  Czas- niestandardowy (wakacje, lato, wyjazdy, wydarzenia nagłe i nieprzewidziane). Miejsce – poza znanym obrębem chodnikowo-jezdniowo-trawiastym. Jego granice są śliskie. Czasem zaczynają się dopiero za Miastem. Dziś na przykład już w odległym centrum handlowym.

Już nie wiem kim jestem, nie mam się czego trzymać. Wszystko SIĘ ZMIENIA I JEST INNE.  Ludzie Stamtąd są jak kosmici. Inne jest niebo, trawa, temperatura powietrza i wilgotność. Krajobrazy osuwają się i przesuwają, chociaż stoję w miejscu. Dźwięki drażnią. Patrzę w ścianę, niczego nie znam, nic nie jest znane i bliskie. Nawet jeżeli siedzę na tym samym łóżku, co w Życiu Codziennym. Spędzam dnie z książką, która kojarzy mi się z Życiem Jako Inną Formą Lotu, choć czytana w Życiu Codziennym byłaby lekturą przyjemną i rozwijającą.

Ale to już. Czerwiec-Wrzesień. A potem przyjdzie jakaś Trzecia Płaszczyzna. Bo Pierwsza chyba już bezpowrotnie znika...

Tak naprawdę nie wiem, co jest jakie. Próbuję tylko nazwać te podziały na różne światy, których tak naprawdę nie ma, bo jak zaczniemy iść przed siebie bez ustanku to po wielu latach staniemy w tym samym miejscu na Ziemi.  Są we mnie. Wiem, ktoś mówił (tak, ty) , że Twoje Życie jest tam, gdzie ty jesteś. Codziennie lub Niecodziennie i w Wyższej Formie Lotu.  Ale widzisz...





A ta piosenka uświadcza mnie w różnych przekonaniach, a także dotwierdza do chodnika, nie mówiąc już o rozświetlaniu spojrzenia w dniach Jestem Wredna i Bezlitosna. W Życiu Codziennym naturalnie. A strona, z której pochodzi klip warta odnotowania ;)

poniedziałek, 23 maja 2011

Upday way

 7 sposobów na poniedziałkową wolność (głównie duszy, ale kto nie przesadnie egzaltowany lubi to słowo?!)




1. Bądź odważny. Zmierz się ze swoimi lękami. Bo jak znany truizm mówi "odważny jest nie ten, kto się nie boi, ale ten, który przezwycięży strach". Przezwyciężaj. A przynajmniej zrób co możesz w tym kierunku.
2. Jeśli już jesteśmy przy strachach - nazwij lęk (np. Czerwonym Zwierzem, albo Kosmatą Obrzydliwością, pełna dowolność) i kiedy znów zaatakuje przywitaj go słowami : "O cześć, to znowu ty. Miło, że wpadałeś" Zaakceptuj jego obecność, a całkiem możliwe, że zmyje się szybciej niż ci się wydaje.
3. Jesteś człowiekiem uczuciowym i to sobie cenisz, ale pewne emocje doprowadzają cię do szaleństwa, zwłaszcza swoją powtarzalnością i wizualizacjami. Polub swój rozum. On wcale nie jest wrogiem  uczuć. Pewne rzeczy trzeba przerobić w jego trzeźwym subklimacie.  Na przykład by stwierdzić, że zamiast załamywać ręce i tęsknić powinieneś być zadowolony, że nie musisz się z nikim użerać i trwonić jeszcze więcej myśli na jałowe dylematy i teorie.
4. Samoświadomość to naprawdę dobry rodzaj kultu. Kto wie lepiej co z tobą oprócz ciebie samego (dobra, i dobrego psychologa)?
5. Jak znowu zaczepi cię znajomy natręt stanowczo powiedz : Proszę mnie zostawić w spokoju. A jak to zrobi grzecznie podziękuj.
6. Czasami przed tobą po prostu nie ma innej drogi. Musisz iść przed siebie. Co ma być to i tak będzie i prędzej czy później będziesz musiał się z tym zmierzyć.
7. Brak planów i pomysłów na najbliższe DALEJ to też część jakiegoś planu.


Wszystkie sprawdzone dziś i aktualne. Aczkolwiek to nie znaczy, że jest przesadnie przyjemnie. Ale nie przesadzajmy z wymaganiami.


niedziela, 22 maja 2011

sobota, 21 maja 2011

Hang and know

No i znowu ominął nas koniec świata. Co za życie... 

Nienawidzę weekendów. Nienawidzę dni zatygodniowych. Ściany, biurko, niebo, tłukący się sąsiedzi, pustka, robota bez rąk, ręce bez roboty. Tkwisz. Tkwisz. Przybita jak ogłoszenie do drzewa. Nawet nie. Do słupa. Murowanego. Nigdzie iść i tak się kończy dzień. Ale przyniosłam sobie wiechci z ogródka. Tyle mogłam zrobić z okazji walki z sobotą i z sobą. Mało.
Może czytasz to, jakiś czytający, i myślisz, że muszę być nudna i pusta skoro mając wolność i swobodę nie mam ani krztyny kreatywności, by uczynić dzień ciekawym. Nie mam. Czekam, żeby zrobił to świat. 
No zgroza, skarbie.



NEED SOMETHING NICE AND SOMETHING SWEET.

___________________________________________________________________________________

Agnieszka
20:49:43
ech
20:50:20
jutro już niedziela
20:50:37
potem poniedziałek
20:50:54
i... wtorek

No właśnie.

środa, 18 maja 2011

You are so tired and to bring down

The truth is that you are always alone with all your inside-troubles. Of course, friends can listen to you, say something like "I understand..." or "I think you should...". But you'll always have the feeling they didn't get the real picture of what is happening in your feelings and thoughts. Sometimes it's a misery or sadness which makes you suffer, but it's also sweet. Usually the "unhappy love" one.  But there are sadnesses' that turns into fear and "blackholes" or "red monsters". And your trouble is not only to stand the misery while staring at the ceiling and recollecting memories, but then it's standing up, going away and coping with (for example) big city, bad people and ugliness of the world. All alone.


Sorry, this note is written after "just woke up" and propably is totally out of control.











And finally there will be NO SURPRISES...

poniedziałek, 16 maja 2011

I'm dead and I'm content

Są i takie dni. Takie małe opowiastki o zwyczajnym szaleństwie. O wściekłości (bo gdyby Złość miała twarz, wyglądałaby tak jak ja), o za dużych, obcierających butach, o plamie z czekolady  na spodniach, o ostatnim papierosie, o frustrującej lekcji i bolącej ręce w "Reverie", o rozsypanych pieniądzach, o potknięciach na schodach, o gazie, co się nie pali, o zapomnianej kurtce, o upadającej patelni, o drżących rękach... I o sercnych opętaniach. A może to tylko grdyka? Ale przecież...

"Rozsądek zostawmy rozsądnym." 



Z tą myślą nie myślę.







I saw somebody who
reminded me of you
before you got afraid
 
I wish that you could've stayed that way

I saw a little girl

I stopped and smiled at her
she screamed and ran away
it happens to me more and more these days
and these songs that you sing
do they mean anything
to the people you're singing them to
people like you
 

sobota, 14 maja 2011

Petals blow your mind




 A figę. Nie będę się przejmować lato-fobią. Niech będzie gorąco, niech będzie syf, niech będą pociągi, nuda, pustka, histeria, nieatrakcyjne szaleństwo, czerwona skóra, pot, łzy, spaliny, komary, piach w butach, panika przed każdym Jutrem. Możesz sobie letnić się maju. Mam cię gdzieś. Nie będę się tym przejmować. Tym całym cholerstwem.
Poprzejmuję się samotnym wieczorem, o. Pieprz się niepokoju, nieposkładaniu, maraźmie, frustracjo.
A w ogóle to było cyk, choć bez zbytniego przekonania.



 biały dzbanek
linia horyzontu
eksploduje życie


 mikrokosmos wody
opadłe płatki
chłód szkła


zapach drewna i płatków
życie 
zamarło w oczekiwaniu


 oczy widzą szczegół
wokół tańczy
teatr cieni


 intensywność barw
pnąca się roślina
zdobywa swoje szczyty



Żebym jeszcze widziała te wszystkie płatki robiąc im zdjęcia. Powłoka szarawa na twarzy.


piątek, 13 maja 2011

Tired but not to rest


_________________________________________________________________________________

tak, tak - trudno mieć swoją płytę chodnikową schodzone nogi dzisiaj bocianie ceglastoczerwone
dlaczego pocztówki (brzydkie) z tego miasta (brzydkiego) są taaaaaakie drogie?!
niedecyzyjność
w końcu herbata wiśniowo-rumowa, że ble (wkurza mnie ta zasłona/ zamknę okno)
bo R. to to bo D. to to jak R. to to no a D. to to dialog, a każda o swoich
ten gość na tarasie, mało przystojny ale pięknie rozwiewa mu się dym włosy sweter
lekcja ja znowu Chopin Do Jasnej Cholery
wracam - nie!
jeszcze poczta urzędniczka - "na Tajwan?!!!" proszę dopisać nazwę kraju no przecież jest - CROATIA aha

środa, 11 maja 2011

Akiko run your way





Dzień mocno, nieprzepuszczalnie podszywany Marazem i Głódczuciem. Zmęczona, oklapłam na łóżku, oparta o ścianę. Świeczka migotała. Brzękałam na altuszy-katuszy,z nudów, jakby była mandoliną. Tony zaczęły brzmieć jak te z filmów Zhanga Yimou. Każdy dźwięk coś znaczył. Zapragnęłam zanurzyć się w tej filozofii.. Szukałam w pamięci.W końcu zdecydowałam się na drugie podejście do "bajki zen", którą moja mama kupiła kiedyś skuszona dobrymi recenzjami w pismach "na poziomie". Książka jest ładne wydana, aczkolwiek ilustracje zbyt zdigitalizowane, nie pasują do idei wschodnich podań. Kosztowała sporo, jak na umieszczone w niej kilkanaście zdań. Po pierwszym przeczytaniu stwierdziłam z niesmakiem, że to zen w tytule miało tylko ładnie wyglądać. Chociaż....

Zakochana Akiko

Pewnego upalnego, letniego wieczoru Akiko postanawia wybrać się na spacer w świetle księżyca. Bardzo lubi noc. Nocą wszystko jest inne - dźwięki, zapachy, kolory.
Szukając ochłody, dziewczynka siada nad brzegiem jeziora. Jej myśli kołyszą się w takt śpiewu żab. Nagle słyszą szept: "Dobry wieczór, to ja, Takiji".
To głos młodego chłopca. Akiko widziała go już kiedyś, ale myślała, że dawno wyjechał.
- Nie widuję cię już w miasteczku - mówi do niego
- Od kiedy czarownica Sayoko rzuciła na mnie zaklęcie, nie mogę wychodzić w dzień. Słońce zamieni mnie w kamień. Mieszkam teraz w ciemnym lesie.

Rozmawiali calą noc. Rankiem Takiji powrócił w cien lasu.
W drodze powrotnej Akiko przechodzi koło swojego przyjaciela, starego drzewa. Zwierza mu się ze zmartwienia, a ten proponuje, by udała się do czarownicy.
Po chwili stoi na przeciw starszej, uśmiechniętej kobiety.
- Ha, ha... Wcale nie rzuciłam na niego zaklęcia! Powiedziałam tak, bo zrywał brzoskwinie z mojego ogrodu. Sekret jest taki, że tylko czyjaś miłość może go teraz uwolnić od strachu.

Akiko wraca na skraj lasu.
- Takiji! Sayoko mówi, że nie masz czego się bać!
- Dziękuję ci, Akiko, ja jednak boję się bardzo - odpowiada chłopiec i znika między drzewami.

Przez kilka nocy Akiko nie spotyka swojego przyjaciela. Brakuje go jej, jego obraz chodzi za nią wszędzie. Tak mijają dni...
W końcu dziewczynka idzie do swojego przyjaciela lisa i prosi go, by ten porozmawiał z Takiji, przekazał mu, że Akiko musi mu coś ważnego powiedzieć. Lis znika w lesie.
Akiko czeka i traci nadzieję. W końcu rankiem trzeciego dnia Takiji pojawia się przed nią.
"Ja też mam ci coś ważnego do powiedzienia..."



Krótkie, oszczędne, niewyraziste. Ale gdyby uznać, że...

Akiko to każdy wrażliwy, samotny człowiek, nieco wyobcowany, kochający piękno. Marzy o czymś niedościgłym, sam nie wie, czego mu brakuje. Jednakże tak naprawdę całkiem dobrze radzi sobie w swoim małym mikrokosmosie, słuchając znajomych "żab". I nagle zjawia się coś lub ktoś, zupełnie niespodziewanie, ze strony, która nigdy nie przyszłaby mu na myśl. Być może znał to już wcześniej, jednak nie było to dla niego ważne. To coś/ ktoś sprawia, że życie się zmienia, staje się inne, wyjątkowe. Ale potem naturalnie pojawia się cień... Jest to zupełnie zwyczajna kolej rzeczy, którą trzeba zaakceptować. Człowiekowi, który nie jest jednak mnichem buddyjskim, wydaje się to niewyobrażalne. Martwi się i boi. Szuka sposobu na swoje kłopoty i czuje bezsilność. W pewnym momencie spotyka jednak na swojej drodze kogoś/ coś, co wskaże mu drogę (która teraz wydaje się jedynie słuszna i oczywista, zalepiony jednak w kłębku złych myśli człowiek, nie dostrzegał jej). W takiej roli wystąpiło stare drzewo.
Człowiek rusza przed siebie, ryzykuje, choć bardzo, bardzo się boi i waha. W końcu okazuje się, że niebezpieczeństwo było wyimaginowane, a rozwiązanie, koniec trudów znajduje się na wyciągnięciu ręki (czarownica). Jak jednak przełamać bariery wewnętrzne? Są one zazwyczaj trudniejsze do zwalczenia ,niż przeciwności, które szykuje świat.
Nadchodzą szare, złe, smutne dni pełne bólu, tęsknoty, bezsensu... Na przemian człowiek chce działać i zwinąć się w kłębek, bo i tak nic nie może. W końcu wie, że sam nie da sobie rady. Zwraca się do czegoś, co może mu pomóc - Boga, nadziei, siły...lisa. Odzyskuje trochę wiary, ale...
Nie widać rezultatów.
Wszystko jest beznadziejne, wszystko zawsze kończy się tak samo... Chyba, że niespodziewanie ktoś zapali światło i stanie w nim, w drzwiach. Z ramionami pełnymi siły i nadziei na dobre jutro.


Co potem?
To samo. I tak w kółko.
Tyle z zen na wieczór.



((((Przepraszam za średnią jakość stylistyczną i interpunkcyjną wypowiedzi, ale jestem potwornie oklapła.))))



Dobranoc...


niedziela, 8 maja 2011

Around the walls



Codzienność ma swoje prawa. Na przykład krzyki, telefony, śmiechy, obcasy, przekleństwa, zmęczenie, irytację, podekscytowanie, tęsknotę, radio, rozsypany w torebce cukier, stary bilet, potknięcie, krótkie zielone światło...

Ale czasem...na przykład jak się nagle pochylę, albo pójdę sama na koncert, albo, jak ostatnio, długo nie zasnę, nagle przychodzi świadomość bolesna i oczywista - że żyję we w miarę wygodnej i bezpiecznej, tylko półprzepuszczalnej, bańce. Że Prawdziwe Życie jest tuż - tuż. Obmacuje i ślizga się po powierzchni. Zamykam oczy, odwracam się i żyję dalej, jak co dzień.
A potem przewracam się w którąś z nocy w ciepłym łóżku, w którym śpię nieprzerwanie od wielu, wielu lat, znam chłód ściany i każde jej wybrzuszenie, i przewracając się czuję kłucie świadomości, że już niedługo zamienię je na inne. Bezduszne, bezpłciowe, skrzypiące? Ściany będą inne, za oknem odgłosy nieznajomych psów. Co to będzie - Kraków? Wrocław?

Już nie będę szła ulicą, która tak mnie denerwuje, nie będę oglądać się na autobusy, mijać co dzień witryny w której siedzi znudzona modna właścicielka butiku, ani optyka, gdzie te okulary, które mi się podobają są zawsze za drogie. Słuchawki w uszach i ich drganie nie będzie tłem do miastnej opowieści o tych, co nie mogą się spotkać, choć tych ulic wcale nie tak wiele, i dobrze, że się nie spotykają.

Który to będziesz dniu, gdy bańka pęknie i życie się wedrze zmiatając wszystko, pozostawiając mnie z plikiem spraw, suchością obcego, wielkiego miasta, końcem pierwszej młodości?

I wiem, że pomysł znalezienia teraz kogoś do przytulania i gryzienia jest zły. Ale tak to już jest, że pragniemy tego, od czego potem będziemy uciekać.

Przypomniałam sobie o "dopiskach". Jakieś wiersze, słowotwórstwo, dodałam coś z wczoraj i dziś, tak dla pożywki kilobajtów i w ramach spowiedzi z nieprzyjemności.
dopiski.blog

piątek, 6 maja 2011

Wake up and text it




Miasto zaprasza mnie by ruszyć tam,
gdzie jest mrok, gdzie jest strach.
Księżyc pełni ma twarz, trupią tak,
świeci w oczy na sen nie ma szans.
Lepiej pójść w pusty plac...

Mogę splunąć i wyć jak ten pies,
snuć historię bez słów, nie usłyszysz jej.
Przemyśl mnie jeszcze raz...
Cienie wabią do bram, murów chłód,
w głowie kołacze myśl, obcy smród
snuje się pośród gwiazd.

Kocie łby głaszcze but, blaszki dzwonią o kant,
czuły dotyk w tę noc, niepisany jest nam...
Przemyśl mnie, jeszcze raz.

Niedźwiedź w fontannie śpi, to nie cud,
krążę w górę i w dół, śledzę bruk, myślę jak dotknąć dna.

Kocie łby głaszcze but, blaszki dzwonią o kant,
czuły dotyk w tę noc, niepisany jest nam...
Tylko do mnie zadzwoń, tylko powiedz słowo, tylko do mnie zadzwoń, tylko powiedz słowo...



(Kremlowskie Kuranty)











czwartek, 5 maja 2011

You gotta be sunline to go



Co mnie podkusiło, żeby do przedmaturalnego snu brać ten tomik? I cała noc z głowy...


Marzyć o deszczu, co spłucze żwirowość piaszczystych ścieżek
i pieszcząc różaniec godzin wymyślać sobie pacierze-
nadawać przytrafnym myślom znaczenie przedsionków odmian
i wierzyć przed każdym jutrem, że los się przemienia co dnia.

Na pewno będzie olśnienie raniące ostrzem, jak klinga,
że gdzieś istnieje liryczna, błękitna, blada dziewczynka
- jak cicha jest obojętność niosąca pokój, jak tratwa,
jak głośne są pulsy uczuć, co życie umieją gmatwać.

Nie będę wykreślać planów przyszłych ranków wieczorem
- błyskotki gwiezdne jak szkiełka zawieszą się, lśniąc, nad borem,
będę przebierać rękami klawisze myśli czerwcowe
- dojrzeje mi nocą księżyc w gałęziach gruszy, jak owoc.

Zapatrzę się w teraźniejszość - w dym wonnej fajki tęczowy
- jest rozkosz serca zdobywać, jest rozkosz serca darowań,
wyśledzę smugę omamień - dym dzisiejszych barw pawich
- jest rozkosz oschłości serca i rozkosz serca rozkwawień.

Z. Ginczanka - "Fajka zapatrzeń"






wtorek, 3 maja 2011

Op.18 Op.53

Bajka o tym jak Marcin rozmawiał z fortepianem, czyli o odurzającej miłości.

Tego razu dzień był chory. Beznadziejnie chory. Kwitły bzy, a z nieba lał się...śnieg. W gmachu Przybytku Kultury średnia wieku wynosiła bez mała 70 lat, zgubiono kilka parasolek, jedną torebkę i dużą ilość myśli. Fotel nie był zbyt dobrze umiejscowiony, a Rachmaninow napisał koncert bardzo niepoukładany. Co niektórzy sądzą, że muzyka bez ładu nie ma prawa bytu. Kwestia sporna.
Były elementy liryczne, jazzujące, drgnieniowe-sercowo... Wszystko jednak było nieistotne w obliczu Jego Palców, które stworzyły z pudłem fortepianu muzyczną infolinię. Spadały na klawisze idealnie gładko, zaokrąglone z czułością. Każdy dźwięk miał wspaniałą, niezdigitalizowaną ostrość. Na scenie oprócz orkiestry i dyrygenta było dwóch korespondujących z sobą artystów - Marcin i Rzecz: Fortepian. Rzecz miała nie mniej do powiedzenia od człowieka. Czasem spierała się z Marcinem i robiła mu na złość. Tak jednakże uroczo i umiejętnie, że była to idealnie uczuciowo wyreżyserowana scenka. Jak kłótnia kochanków w farsie teatralnej. Pasaże pełne delikatności i jednakowoż rozmachu, jak szelest spływającej w dół materii. Ozdobniki? Bez maniery. Jak nakręcane dziecięcą, jedynie wtajemniczoną, mechanizmy ruchomej zabawki.

I ponad wszystko Jego Palce. W części drugiej prawie cały czas cudownie łagodne, ich kształt naznaczał każde westchnienie melodii i.... to w sposób zupełnie nie pretensjonalny. Subtelna, mistrzowska orgia ciszy...... i pianissima pod koniec wolnego ogniwa..........Do spełnienia brakowało tylko dwóch.... najcichszych, ......wyszeptanych ciszą ...... wychuchanych nut...

Nagle zza skośnej ściany dobiegł wszystkich huk. Przerażeni słuchacze podskoczyli. Może mieli przed oczami treść tzw. "trzeciej obietnicy fatimskiej?". Albo po prostu głuchy, tępy dźwięk świata zewnętrznego wyrwał ich ze świata, który dopiero poznawali? Z półraju d0 rzeczywistości remontowanego wciąż Przybytku Kultury? Huk powtórzył się trzykrotnie, coraz silniejszy. Jednak na scenie trwała już konfrontacja burzącej się Rzeczy i stanowczego, ale pełnego miłości Marcina. Temat trzeci został poprowadzony w technice "mimo wszystko" powoli wypełniając strwożoną przez chwilę salę. Gral Marcin. Grała Rzecz. Grały alikwoty Rzeczy.
Po finale na szczęście był jeszcze cudowny prezent. Po żółtych kwiatach i niskim ukłonie Jego Place znowu się ukazały na białym podeście klawiszy. Idealnie skrojony, emocjonalny, subtelny, barwny, pachnący nieziemsko, wspaniałe okrągły Chopin.

I w ten sposób Palce stały się miłością wieczoru. Wieczną na ten wieczór. Gwiaździstą, kwietną, romantyczną, spełnioną gdzieś pod niebem Poloneza As - dur...


Fine



Marcin Koziak
Sergiusz Rachmaninow- Koncert fortepianowy c-moll
Fryderyk Chopin - Polonez As-dur


>scherzo b moll<

___________________________________________________________________
Morfeuszu, proszę o sen taki jak dziś, oj taki jak dziś...

niedziela, 1 maja 2011

Ben bir marti olsam


"(...) Uczę się języka,
niech mi pozwoli nazwać to, co się wymyka

przez uchylone okno, w noc. Nadał imiona
takim dniom przecież po to, żeby mnie pokonać."

Abecadło


"(...) [dusza], która od trzech dni się
tłucze po pięcu kątach w tym ciemnym pokoju
zastawionym krzesłami ze śladami wojen

i szuka na tę wiosnę nowych szat dla siebie
i wchodzi po kolei w dym z tytoniu, w rewię
cieni na ścianach, płomień, syk zapałki, miejsce
wygniecione w pościeli, szum wody w łazience..."

Anima, a jest

[Tomasz Różycki]

____________________________________________________________________


Gdybym była słowikiem z jej snu...
...usłyszałbyś wszystkie me pieśni.

< tu>








.

.