czwartek, 5 maja 2011

You gotta be sunline to go



Co mnie podkusiło, żeby do przedmaturalnego snu brać ten tomik? I cała noc z głowy...


Marzyć o deszczu, co spłucze żwirowość piaszczystych ścieżek
i pieszcząc różaniec godzin wymyślać sobie pacierze-
nadawać przytrafnym myślom znaczenie przedsionków odmian
i wierzyć przed każdym jutrem, że los się przemienia co dnia.

Na pewno będzie olśnienie raniące ostrzem, jak klinga,
że gdzieś istnieje liryczna, błękitna, blada dziewczynka
- jak cicha jest obojętność niosąca pokój, jak tratwa,
jak głośne są pulsy uczuć, co życie umieją gmatwać.

Nie będę wykreślać planów przyszłych ranków wieczorem
- błyskotki gwiezdne jak szkiełka zawieszą się, lśniąc, nad borem,
będę przebierać rękami klawisze myśli czerwcowe
- dojrzeje mi nocą księżyc w gałęziach gruszy, jak owoc.

Zapatrzę się w teraźniejszość - w dym wonnej fajki tęczowy
- jest rozkosz serca zdobywać, jest rozkosz serca darowań,
wyśledzę smugę omamień - dym dzisiejszych barw pawich
- jest rozkosz oschłości serca i rozkosz serca rozkwawień.

Z. Ginczanka - "Fajka zapatrzeń"






2 komentarze:

  1. W wierszach zawsze pociąga mnie szeleszczenie słów, ich namacalność, chropowatość, faktura, to, jaki dźwięk wydają poza tym wypowiadanym.
    Tutaj szczególnie ta pierwsza strofa! Czyż nie chrzęści jak mokry piach?? ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, nie zauważyłam tego wcześniej...:)

    OdpowiedzUsuń

.

.