Dzień mocno, nieprzepuszczalnie podszywany Marazem i Głódczuciem. Zmęczona, oklapłam na łóżku, oparta o ścianę. Świeczka migotała. Brzękałam na altuszy-katuszy,z nudów, jakby była mandoliną. Tony zaczęły brzmieć jak te z filmów Zhanga Yimou. Każdy dźwięk coś znaczył. Zapragnęłam zanurzyć się w tej filozofii.. Szukałam w pamięci.W końcu zdecydowałam się na drugie podejście do "bajki zen", którą moja mama kupiła kiedyś skuszona dobrymi recenzjami w pismach "na poziomie". Książka jest ładne wydana, aczkolwiek ilustracje zbyt zdigitalizowane, nie pasują do idei wschodnich podań. Kosztowała sporo, jak na umieszczone w niej kilkanaście zdań. Po pierwszym przeczytaniu stwierdziłam z niesmakiem, że to zen w tytule miało tylko ładnie wyglądać. Chociaż....
Zakochana Akiko
Pewnego upalnego, letniego wieczoru Akiko postanawia wybrać się na spacer w świetle księżyca. Bardzo lubi noc. Nocą wszystko jest inne - dźwięki, zapachy, kolory.
Szukając ochłody, dziewczynka siada nad brzegiem jeziora. Jej myśli kołyszą się w takt śpiewu żab. Nagle słyszą szept: "Dobry wieczór, to ja, Takiji".
To głos młodego chłopca. Akiko widziała go już kiedyś, ale myślała, że dawno wyjechał.
- Nie widuję cię już w miasteczku - mówi do niego
- Od kiedy czarownica Sayoko rzuciła na mnie zaklęcie, nie mogę wychodzić w dzień. Słońce zamieni mnie w kamień. Mieszkam teraz w ciemnym lesie.
Rozmawiali calą noc. Rankiem Takiji powrócił w cien lasu.
W drodze powrotnej Akiko przechodzi koło swojego przyjaciela, starego drzewa. Zwierza mu się ze zmartwienia, a ten proponuje, by udała się do czarownicy.
Po chwili stoi na przeciw starszej, uśmiechniętej kobiety.
- Ha, ha... Wcale nie rzuciłam na niego zaklęcia! Powiedziałam tak, bo zrywał brzoskwinie z mojego ogrodu. Sekret jest taki, że tylko czyjaś miłość może go teraz uwolnić od strachu.
Akiko wraca na skraj lasu.
- Takiji! Sayoko mówi, że nie masz czego się bać!
- Dziękuję ci, Akiko, ja jednak boję się bardzo - odpowiada chłopiec i znika między drzewami.
Przez kilka nocy Akiko nie spotyka swojego przyjaciela. Brakuje go jej, jego obraz chodzi za nią wszędzie. Tak mijają dni...
W końcu dziewczynka idzie do swojego przyjaciela lisa i prosi go, by ten porozmawiał z Takiji, przekazał mu, że Akiko musi mu coś ważnego powiedzieć. Lis znika w lesie.
Akiko czeka i traci nadzieję. W końcu rankiem trzeciego dnia Takiji pojawia się przed nią.
"Ja też mam ci coś ważnego do powiedzienia..."
Pewnego upalnego, letniego wieczoru Akiko postanawia wybrać się na spacer w świetle księżyca. Bardzo lubi noc. Nocą wszystko jest inne - dźwięki, zapachy, kolory.
Szukając ochłody, dziewczynka siada nad brzegiem jeziora. Jej myśli kołyszą się w takt śpiewu żab. Nagle słyszą szept: "Dobry wieczór, to ja, Takiji".
To głos młodego chłopca. Akiko widziała go już kiedyś, ale myślała, że dawno wyjechał.
- Nie widuję cię już w miasteczku - mówi do niego
- Od kiedy czarownica Sayoko rzuciła na mnie zaklęcie, nie mogę wychodzić w dzień. Słońce zamieni mnie w kamień. Mieszkam teraz w ciemnym lesie.
Rozmawiali calą noc. Rankiem Takiji powrócił w cien lasu.
W drodze powrotnej Akiko przechodzi koło swojego przyjaciela, starego drzewa. Zwierza mu się ze zmartwienia, a ten proponuje, by udała się do czarownicy.
Po chwili stoi na przeciw starszej, uśmiechniętej kobiety.
- Ha, ha... Wcale nie rzuciłam na niego zaklęcia! Powiedziałam tak, bo zrywał brzoskwinie z mojego ogrodu. Sekret jest taki, że tylko czyjaś miłość może go teraz uwolnić od strachu.
Akiko wraca na skraj lasu.
- Takiji! Sayoko mówi, że nie masz czego się bać!
- Dziękuję ci, Akiko, ja jednak boję się bardzo - odpowiada chłopiec i znika między drzewami.
Przez kilka nocy Akiko nie spotyka swojego przyjaciela. Brakuje go jej, jego obraz chodzi za nią wszędzie. Tak mijają dni...
W końcu dziewczynka idzie do swojego przyjaciela lisa i prosi go, by ten porozmawiał z Takiji, przekazał mu, że Akiko musi mu coś ważnego powiedzieć. Lis znika w lesie.
Akiko czeka i traci nadzieję. W końcu rankiem trzeciego dnia Takiji pojawia się przed nią.
"Ja też mam ci coś ważnego do powiedzienia..."

Krótkie, oszczędne, niewyraziste. Ale gdyby uznać, że...
Akiko to każdy wrażliwy, samotny człowiek, nieco wyobcowany, kochający piękno. Marzy o czymś niedościgłym, sam nie wie, czego mu brakuje. Jednakże tak naprawdę całkiem dobrze radzi sobie w swoim małym mikrokosmosie, słuchając znajomych "żab". I nagle zjawia się coś lub ktoś, zupełnie niespodziewanie, ze strony, która nigdy nie przyszłaby mu na myśl. Być może znał to już wcześniej, jednak nie było to dla niego ważne. To coś/ ktoś sprawia, że życie się zmienia, staje się inne, wyjątkowe. Ale potem naturalnie pojawia się cień... Jest to zupełnie zwyczajna kolej rzeczy, którą trzeba zaakceptować. Człowiekowi, który nie jest jednak mnichem buddyjskim, wydaje się to niewyobrażalne. Martwi się i boi. Szuka sposobu na swoje kłopoty i czuje bezsilność. W pewnym momencie spotyka jednak na swojej drodze kogoś/ coś, co wskaże mu drogę (która teraz wydaje się jedynie słuszna i oczywista, zalepiony jednak w kłębku złych myśli człowiek, nie dostrzegał jej). W takiej roli wystąpiło stare drzewo.
Człowiek rusza przed siebie, ryzykuje, choć bardzo, bardzo się boi i waha. W końcu okazuje się, że niebezpieczeństwo było wyimaginowane, a rozwiązanie, koniec trudów znajduje się na wyciągnięciu ręki (czarownica). Jak jednak przełamać bariery wewnętrzne? Są one zazwyczaj trudniejsze do zwalczenia ,niż przeciwności, które szykuje świat.
Nadchodzą szare, złe, smutne dni pełne bólu, tęsknoty, bezsensu... Na przemian człowiek chce działać i zwinąć się w kłębek, bo i tak nic nie może. W końcu wie, że sam nie da sobie rady. Zwraca się do czegoś, co może mu pomóc - Boga, nadziei, siły...lisa. Odzyskuje trochę wiary, ale...
Nie widać rezultatów.
Wszystko jest beznadziejne, wszystko zawsze kończy się tak samo... Chyba, że niespodziewanie ktoś zapali światło i stanie w nim, w drzwiach. Z ramionami pełnymi siły i nadziei na dobre jutro.
Co potem?
To samo. I tak w kółko.Akiko to każdy wrażliwy, samotny człowiek, nieco wyobcowany, kochający piękno. Marzy o czymś niedościgłym, sam nie wie, czego mu brakuje. Jednakże tak naprawdę całkiem dobrze radzi sobie w swoim małym mikrokosmosie, słuchając znajomych "żab". I nagle zjawia się coś lub ktoś, zupełnie niespodziewanie, ze strony, która nigdy nie przyszłaby mu na myśl. Być może znał to już wcześniej, jednak nie było to dla niego ważne. To coś/ ktoś sprawia, że życie się zmienia, staje się inne, wyjątkowe. Ale potem naturalnie pojawia się cień... Jest to zupełnie zwyczajna kolej rzeczy, którą trzeba zaakceptować. Człowiekowi, który nie jest jednak mnichem buddyjskim, wydaje się to niewyobrażalne. Martwi się i boi. Szuka sposobu na swoje kłopoty i czuje bezsilność. W pewnym momencie spotyka jednak na swojej drodze kogoś/ coś, co wskaże mu drogę (która teraz wydaje się jedynie słuszna i oczywista, zalepiony jednak w kłębku złych myśli człowiek, nie dostrzegał jej). W takiej roli wystąpiło stare drzewo.
Człowiek rusza przed siebie, ryzykuje, choć bardzo, bardzo się boi i waha. W końcu okazuje się, że niebezpieczeństwo było wyimaginowane, a rozwiązanie, koniec trudów znajduje się na wyciągnięciu ręki (czarownica). Jak jednak przełamać bariery wewnętrzne? Są one zazwyczaj trudniejsze do zwalczenia ,niż przeciwności, które szykuje świat.
Nadchodzą szare, złe, smutne dni pełne bólu, tęsknoty, bezsensu... Na przemian człowiek chce działać i zwinąć się w kłębek, bo i tak nic nie może. W końcu wie, że sam nie da sobie rady. Zwraca się do czegoś, co może mu pomóc - Boga, nadziei, siły...lisa. Odzyskuje trochę wiary, ale...
Nie widać rezultatów.
Wszystko jest beznadziejne, wszystko zawsze kończy się tak samo... Chyba, że niespodziewanie ktoś zapali światło i stanie w nim, w drzwiach. Z ramionami pełnymi siły i nadziei na dobre jutro.
Co potem?
Tyle z zen na wieczór.

((((Przepraszam za średnią jakość stylistyczną i interpunkcyjną wypowiedzi, ale jestem potwornie oklapła.))))
Dobranoc...
Dobranoc...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz