środa, 18 grudnia 2013

Lampwork

Pan od lampy

Ostatnio, głównie dzięki postcrossingowi, ale nie tylko, mam szczęście do znajdowania bardzo miłych malarzy i obrazów. Część z nich, o zgrozo, nawet ociera się o lekki kicz (taki Paul Gustave Fischer). Większość z nich na dodatek maluje podobnie, włączając w to motywy, suknie i kreskę. To nie świadczy chyba zbyt dobrze o moim guście jeśli chodzi o sztukę, ale zawsze powtarzałam, że z całej kultury to do teatru i sztuk plastycznych mi najdalej. Rekompensuję to wybitną wiedzą literaturoznawczą i muzykologiczną (wybitną przynajmniej jak na normy aktualnego uniwersytetu-haha).

Skąd mi się taki radosny post wziął?

W każdym bądź razie Rieder Marcel, bo choinka.


PS. To też trochę kicz, ale jaki miły! Takam rozmarzona po biografii Lucy Maud M.!


twarze to mu jakoś wybitnie nie wychodziły
i trochę odtwórcze miał pomysły...

Rieder jak widać średnim malarzem był, ale i tak chciałabym się znaleźć w jego obrazie (tfu, coby tylko nie było jak w książkach dla dzieci, że się nagle przeniosę gdzieś jak choćby w "Godzinie pąsowej róży"!)

PS. Postanowiłam wrzucać tu więcej sztuki, bo oprócz moich zapisków okołoborderowych i przeemocjonowanych nie zostaje wiele, a kiedyś ten blog miał inne cele. Może parę obrazków raz na jakiś czas zrekompensuje to Wam, czytelnicy, których podejrzewam prawie już nie ma.

wtorek, 10 grudnia 2013

sarasutra

Dziś zamieniam zawartość portfela.
Różaniec, że tam jeszcze jest, odkryłam ostatnio i nadal mam wobec niego dobre uczucia. Pamiątka po poprzednim związku, podarunek od kogoś, kto w ten sposób chciał mnie chronić, chciał dla mnie dobrze. Wiedziałam, że różaniec gdzieś przy mnie jest, więc jestem bezpieczna. Nie tyle mocą danego Boga, ale dobrą obecnością, dobrą mocą. Amulet? Grzeszę pewnie tym słowem, ale chyba tylko podważeniem oddanych koncepcji serc.
Różaniec jest ładny - drewniany, w ciemnoróżowym kolorze.

Teraz wkładam na jego miejsce malę. Niepozorny sznurek 54 koralików, który dla kogoś ma może religijne znaczenie, jeżeli religię pojmować jak się ją pojmuje powszechnie i moim zdaniem błędnie.
Nie ma ta zamiana żadnego znaczenia na poziomie powszechnie pojmowanej sprawy wiary.

Z resztą ktoś ostatnio napisał... a, to Lucy Maud Montgomery... że wiara powinna być intymną sprawą każdego z nas, zupełnie jak seksualność.

Ale wszystko jest jednym, a jedno jest wszystkim. Są lepsze i gorsze drogi do tych samych prawd. Jeśli coś daje ci spokój i nadzieje, musi być dobre. Musi być prawdziwe. W sanskrycie, albo w bajkach. W wedach, albo w poezji.

Brnę?

A chciałam napisać tylko, że niby gest pozbawiony w założeniu głębszych podtekstów, a jednak nie mogę przestać myśleć o symbolice. Symbole, znaki, metafory. W zasadzie zwij jak chcesz, w życiu czujesz, że właśnie je widzisz. Że umykają, ale są obecne. Skojarzenia, poświadczenia, niebanalne układanki. Mroczne i te dające nadzieje. Mroczne jak moje koszmarne sny nasycone symboliką jak jasna cholera. Łagodne, jak widok jeża za oknem sali pełnej miłych świec i spokoju.

Wkładam malę, żeby jej używać. Spróbować się usystematyzować. I żeby pamiętać o uśmiechu syberyjskiej dziewczyny, która z taką prostotą i radością zaświeca nam swoje oczy.


Bo dzieje się źle, a ja się łapię ostatkiem. Teraz tylko nie pytać "gdzie płynę". Zapomnieć, że niesie.
Dwie przeciwwagi - destrukcja i małe podskoki.


poniedziałek, 25 listopada 2013

babyinoh

Zadziwiające, jak łatwo można przejść od nieuświadomionej wolności duszy do jej choroby. Ile to? Ostatni tydzień, a może miesiąc, a może jeszcze inaczej?

Walczę zaciekle, ale zwycięstwa są pozorne i na krótką metę, a to tak jakby wielka przegrana. 
Każdy poranek przynosi nowe sensacje, natarcia. Bitwa trwa na dnie, świadomość broni się, organizm przypuszcza atak senności, nie widząc widocznie, że w tym momencie nie mogę się schować pod kołdrę. Płuca żelaźnieją, oddechu nie ma, chmury, toksyczna mgła, zadławianie obawą o siebie.

Zupełnie nie wiem,co to.

Oczy opadają, dłonie drżą, choć nigdy wcześniej w takich chwilach nie drżały. Nie słyszę, prawie nie widzę. 

I wiem, że tylko ja sama mogę sobie pomóc, tylko jestem kompletnie bezbronna. O siebie boję się siebie. 
Czekać, próbować, zbierać resztki po siłach i po sensach.

Strach jest iluzją, nie istnieje naprawdę.




sobota, 23 listopada 2013

niewolnocisiebac

Puściłam płytę Meli, choć zawsze miałam wobec niej mieszane uczucia. Niepewnie dzwonię żebyś przyszedł, na chwilę? Chcę i nie chcę. Co potem, jak ostatni twój autobus odjedzie, a ja będę wypychać cię spojrzeniem za drzwi?

Sypiesz mi w rękę czekoladowe kulki, jedna prawie spada, ale łagodnie ląduje na poduszce dłoni, wystarczy delikatny ruch.

Wchodzisz i mówię, że jestem niepewna tego. I pytam, czy możemy robić tylko to, co ja chcę. Zgadzasz się, jak zawsze. Płyta leci od początku. Kładę głowę na twoich kolanach, a łzy pojawiają się same, bo...


Jak drzewo nakarm ją
daj cień i ulecz chorą duszę
Połącz 
niebo ziemię
korzeń i koronę
pewny bądź


Zaparz zaparz mi senne zioła
Porozmawiaj czule czulej
Pokaż mi odniesienia punkty
Choleryczna
Melancholia
Brak proporcji
Meandrują sieją zamęt
Koleinami nie chcę dalej iść

Ja początkuję 
Stale
Zmiennie



W swoim czasie wszystko płynie i zabiera
także nas
Poszukiwać wspólnej drogi 
to nasze role to nasza gra





Gdyby można było
szybciej odnajdywać
widzieć trochę więcej
słyszeć wszystkie dźwięki


i nagle widzę trochę sensu, trochę tego, co powinno być ważne. Może dlatego, że wcześniej zadzwonił Oj.ciec i całkiem trzeźwo mówił o tym, co ważne. Jakby było normalnie. I przypominam sobie wszystkie twoje słowa, twoje heroiczne bycie obok, małe śmiechy, zapomniane czułości. I lubię te łzy i widzę tę zwyczajną medytację w Meli i trochę, bardzo odrobinę i tylko w tej sekundzie 



Dalej dalej chcę
Próbować







piątek, 15 listopada 2013

Bennybennytakemysweter

Czyli jednak może istnieć porozumienie między ludźmi, zaskakujące zrozumienie, bez zarozumienia?
Nie wszystko się mija, nie wszystko jest bezdennym, męczącym staraniem dla schematu. 
I to wszystko ma wpływ bym od razu poczuła się zdrowsza. 

Mogą istnieć wyrazy bezinteresownego uczucia, oddanie, prostota. Nie wszystko musi być albo złe, albo dobre, albo prawdziwe, albo fałszywe.

Nie mam takich doświadczeń, jest ich zupełnie niewiele, prawie nic. Takich nie będących chwilową, skrajną euforią, rzucaniem się na szyje, zaraźliwym śmiechem. Czasem nie trzeba musieć. Można nie móc i też będzie ciepło. O co chodzi? Nie wiem. Moje receptory, kable, przygryzione przewody nie stykają, więc nie rozumiem. Dostaję tylko sygnał, łagodne światło, poezję, wyrazy miłości. 

Co z tego, że nie wiem, co to jest miłość. Nie wiem jak ją czuć, jak ją dawać. Zadręczam się definiowaniem kochania, oddania, zaufania, poddania, zastanawiając się, czy robię to dobrze, czy wystarczająco dobrze wpisuję się w schemat emocji. 

Nie muszę. 

Tyle dostałam na dniach niezależnych od siebie deklaracji ciepła, światła i czułości. Mocnych więzi. Pierwszy raz wpadło mi do głowy ze są szczere i prawdziwe jak tylko prawdziwe mogą być ludzkie uczucia. Tak, uczucia. Wyświechtane słowa, ale o ile bardziej białowełniane niż podręcznikowe "emocje".


Będę się wstydzić tego posta


środa, 13 listopada 2013

Yaofn

"Nie przeginaj"

Mała, nie przeginaj. Nie walcz o uwagę, nie pakuj się na ostre przedmioty,nie fantazjuj.

Listopad zaskoczył jak cyngiel, w dobre miejsce. Lubię listopad, choć listopad nie lubi mnie. Ale odwołując się do pewnych kreatywnych pomysłów, list-opad to czas opadania. Spadania, upadania. Nie dziwota więc.

Nie przeginaj, nie szukaj.

Wiesz co jest dla ciebie dobre? Normalność. Zwyczajność.Zbytnio obijasz się o pusto-szklane krawędzie słoika (szyb?). Musisz się zneutralizować, jak neutralizuje się Szwajcaria. Musisz być Szwajcarią. I absolutnie nie liczyć na uwagę. Nie rodziców, malutka moja Księżniczko Borderline.


A jakbyście mieli dosyć wpisów psychiatrycznych to na blogu światowym listopadowa playlista.



wtorek, 5 listopada 2013

Ido



Zdaniem wielu fizyków Wszechświat jest tak ogromny, że na 100 procent w przestrzeni kosmicznej znajduje się doskonała kopia każdego z nas.

Ale że jak - Australia, Teksas, Mars? 

Pomyślałam od razu o Skandynawii. Albo Wyspy Owcze, no i Irlandia z Kanadą. Musi być zimno. 
Myślę sobie, że tamta ja jest radośniejsza, otwarta na świat, kreatywna, kochająca, pogodzona ze sobą.
To taka ciepła myśl. 
Może lepi garnki, karmi kury albo projektuje domy.
Fajnie mieć fajniejsze ja.



hel-looks


niedziela, 3 listopada 2013

Halizee

Znów czuję się jak studentka na wygnaniu. Słyszę ruchy na korytarzu i nagle doznaję szoku, że to nie są ruchy nikogo bliskiego. I robię szybki przegląd w głowie - gdzie ja mam bliskich? On i przyjaciele. Nie, zupełnie nie o to pytam. Gdzie są ci bliscy, z którymi się mieszka? Których kroki rozpoznaje się na schodach, którzy zamykają szafkę z talerzami i jest to dźwięk tak ciepły, że praktycznie niesłyszalny?
Może to listopad, a może to święto zmarłych, w które nie odwiedziłam żadnego cmentarza (bo nie mam bliskich, których pamiętam i chciałabym odwiedzić...), że nagle znów czuję się obco w pokojowej przestrzeni. Od tego uciekłam, a może to po prostu znowu dorosłość.

Pamiętam jak nie mogłam się zadomowić tam. Trzask niedomykających się drzwi, inny kształt klamki i ten okropny, prl-owski zapach kurzu. Wszystko mi przeszkadzało. Najmniejszy dotyk inności i niedoskonałości - brudny "niebliski" kubek, okruchy, obcy szampon w łazience. Dotyk nieznanej wanny przyprawiał o obrzydzenie. 

A teraz jestem tak blisko. Niezależna, samodzielna, z własnego wyboru. Na cudzym, ale na własnym. I nagle znów koc jakby nie ten, parapet zbyt tłusty, mebel zbyt zakurzony, zapachy w kuchni mdlące. Własne rzeczy obce i brzydkie. Tylko tym razem nie ma powrotu. Zmieniłam wszystko i znów to nie jest to. Tylko tym razem nie ma powrotu. Tylko tym razem...

Myślę o poniedziałku, o tym, że trzeba wstać, założyć coś, czego potem nie będę się wstydzić (Boże, co za mordęga), spróbować zjeść, czyli jak co rano powalczyć z żołądkiem, zarzucić na plecy dwie torby z kartkami w różnych formach - luźnych i spiętych. Wyjść. Dojść. Wysiedzieć. Nie zabić. 
Coraz większy opór, jak kiedyś przed coponiedziałkowym pociągiem. Tylko, że teraz wszystko jest jak chciałam.

A może to to jednak jest kwestia zmuszania się? Może zbyt nagły zrobiłam zwrot z ciągłego zmuszania do odpuszczenia sobie... Może jednak zmuszanie jest dobre. W końcu funkcjonowałam tak prawie od początku i nic wielkiego się nie działo. Tak, tylko wówczas nie było wyboru. Dziecko musi, dziecko robi. Teraz jestem coraz bardziej niezależna, coraz bardziej pewna, gotowa walczyć o swoje.
A jednak wciąż jest ten czasownik, wciąż z takim samym nasileniem - "męczyć". Ciągle się męczę, zmęczę, namęczę, pomęczę. Ciągle jestem zmęczona i wymęczona. Czemu?

Każdy ma inny sposób na własne szczęście i tożsamość. Może to po prostu ja? 






niedziela, 27 października 2013

when I let down field of flowers

Niedziele nam nie wychodzą. Mnie nie wychodzą. To mi nie wychodzi. Nic co ludzkie, co ma w sobie dobro, radość, dzielenie się. Dobrze wiemy, że lepiej się już dziś rozejść, bo z miłości znów zlecimy prosto w ból, brak tchnienia, brak łaknienia.

Nic nie robię dobrze ostatnio. Czym jestem - niechęcią? nieskłonnością? niewydarzeniem? 

Perfekcjonizm, a może jednak kompletna nieumiejętność, słabość, brak wyrzeczeń, a jednak jedno wielkie wyrzeczenie. Nieskupienie, zagubienie.

Tęsknota jak przed śmiercią, a do tego szaleństwo złości.

Nieładna, niezmysłowa cokolwiek byś mówił, nie taka. Po prostu, po trudnu.

"Huśtawka nie człowiek..." - Witkacy
"Cyklotymiczka..." - David Foenkinos
Niepisarstwo, nieskupienie, niewymaganie.
Ciągły żal do siebie, wyrzuty sumienia, poczucie klęski, oczekiwanie na dary.

No poucz się, potrenuj, pomedytuj, daj coś od siebie ty geniuszu, marna namiastko skundlonych na łóżku koców i kołder. 

Nigdy nie masz czasu na słuchanie preludiów. Zawsze zaczynasz od sedna. 






piątek, 25 października 2013

poniedziałek, 21 października 2013

twoships2


Owca zakłębiona w sobie, kłębi w sobie kłęby sum.
Obca niewiadoma wisi nad jej niewiadomą.
Wyniszczające satelity splątań.
Deszcze biało-czarnych kłębów,
nawet ogrody tym bluszczeją.


Natalijka i Macin







twój ślad, mój ślad
nieszczęścia rzycia cosiennego
dwie owce

sobota, 21 września 2013

GUTTsehr

Środek nocy, znowu nie śpię. Nie wiem, czego jest za dużo, a czego za mało. Za dużo komputera, za dużo pracy, za dużo spania w dzień. Za mało spokoju, za mało wygody, za mało przygotowania na nocne miraże.

Medytacja irytująco odpływa w kąt poduszki już po siedmiu wdechach. OSHO, zdmuchnij jakiś pył. Albo ty, Piaskowy Dziadku. Przewracam się, chce mi się tworzyć, już natychmiast. Ale nauczono mnie, że nocy się nie przeszkadza. Poza tym, ledwo spuszczę stopę ku podłodze, pomysł znika. Ranek nadejdzie, nocne klejenia okażą się nudą, niewartą wysiłku wyłączenia komputera.

Z nieprzyklejenia do snu błądzę po skrawkach myśli, po szufladkach małego, uzależniającego sprzętu jakim jest komórka. Stare zdjęcia, stare wiadomości. Jak bardzo nie pamiętam o ludziach, którzy są mi naprawdę życzliwi. Za kogo się mam.

Spokojna głowa, zaraz się dowiem. Krótka wymiana informacji z przeszłością w osobie osoby. I już wiem, że za dużo sobie wyobrażam. Spadam z górnolotnej półki na siebie samą i tłukę się.

Boże, jak trudno sobie czasem wyobrazić, że jest się mało wartościową osobą. Nie, cicho, zabraniam pisać, mówić. Ja to czuję w głębi. Ja to wiem, od teraz. Choć gorycz, jak każda gorycz poznania, skutkowała poczuciem krzywdy, obwinianiem. Kiedyś byłam dobra, wrażliwa, ciepła, taka do przyklejenia. 

Teraz ton mentorski przykrywa śmiech i wykrętki-wymówki zaczynające się na wszystkie litery alfabetu, posegregowane w kategorie "zaburzenia", "charakter", "blizny", "artyzm". 

Zaraz, gdzieś czytałam dziś, no tak - Tomi, ale to było o pisarzach. Jaki tam ze mnie pisarz, pogarda. Słowołamacz. 

"Pisanie to w gruncie rzeczy wstydliwa rzecz, coś, co powstaje w samotności i jest jej objawieniem. Objawieniem w całej swej słabości. W całej swej megalomanii, hipochondrii, egotyzmie, próżności, poczuciu niedowartościowania, mnóstwa kompleksów, zawiści, niedojrzałości, strachu i pazerności na słowa..."

W całej swej megalomanii, hipochondrii, egotyzmie, próżności, poczuciu niedowartościowania, mnóstwa kompleksów, zawiści, niedojrzałości, strachu i pazerności na słowa...

Bo tatuś pił, a mamusia manipuluje emocjami.

Może tak, a może nie. Może dlatego nie chcę się już z tobą przyjaźnić, Nat. Może jesteś niewystarczająco wartościowym człowiekiem (powtarzam, cicho tam, nie chcę dyskusji). 
Przerażające, ale prawdziwe. 
Dobrze, dziękuję za łzy, kocham je, kocham je nad życie, tak bardzo ich potrzebuję, by smutek nie zamienił się w lęk.



Masz jakieś kłopoty?



Jest zimno, znowu skończę źle.





wtorek, 10 września 2013

jeeej,

z okazji pierwszego od roku quasi ataku paniki, mam dla moich wiernych czytelników garść uspokajających linków znalezionych na stronie panicsupport.com

właśnie tak

No więc, świętując mój pierwszy od roku atak paniki (wiecie, miasto robi się dziwne, budynki napierają, mdłości, ucieczka, strach, wołanie o pomoc, umieranie, obcość, obcość, obcość, takie tam...)

możemy sobie wspólnie zrobić anxiety party i:





Zdjęcie: Et vous, vous voyez quoi depuis vos fenêtres ?




















A potem zaczekamy na kolejny raz i znowu zrobimy sobie anxiety party.
A tak jeszcze dla uspokojenia:









Przykro mi, że ta notka taka dziwna, ale cały dzień dziś okrop...dziwny po prostu, ale to tylko jeden taki dzień i tyle, na pewno.

Chyba nie do końca jestem sobą. Trochę zaskoczona.

Cicho i powoli
Cicho i powoli
Powoli i cicho



piątek, 30 sierpnia 2013

Tristolisto

No dobrze - porzuciłam, czy nie porzuciłam w końcu?

Udzielam się ostatnio wyłącznie na moim style-niewychodzi mi-poco blogasku. Zbieram czytelników, komentuję, nęcę, pozdrawiam. Zachwycam się, chcę podobnie, rezygnuję, są tam sporadycznie. Robię z siebie kobietę sukcesu, kobietę z życia, kobietę z zamazanym w życiorysie borderline, bo przecież można starać się o tym nie myśleć.

Praca, mieszkanie, ciasne łóżko, pan kotek był chory.
Vive la France.
Kate Middleton.
Yves Rocher.

Fajna kawa wczoraj z moją kobieciejącą Ann. Kwiaty polne,  na stoliku i w szafie. te w szafie to saszetka zapachowa, no bo przecież - kiedy ja ostatni raz byłam na łące?

Książki poopuszczane, zgłupiałam totalnie, składne zdania to nie tu.

Tylko ten blogowy bełkot, strumień świadomości, nieświadomości, podświadomości.

Kłótnie, kocham cię, ale ja nie wiem jak się kocha, specjaliści piszą, że przejdzie mi do czterdziestki, wtedy może jakiś ślub i dzieci, może będę bardziej zrównoważona i nie będzie teatrów z osłabieniem, nożem, duszeniem kota, gryzieniem, krzykiem.
Wczoraj zaczęłam umieć rozmawiać. Z totalnego zmęczenia.

A robię się nieczuła, obca sobie, nie taka. Widzę przecież.

Dobrze, przerwa na wpłatę. Dzień dobry Pani Magdo, o jaka miła bezpretensjonalna dziewczyna, nieładna, cicha. Gotówką? Bardzo proszę. Miłego weekendu, Pani Magdo. Ja tez mówię cicho. Mam dzisiaj spódnicę, jestem kobieca, mogę byc delikatna, czemu nie, to miłe.

dzien dobry, chciałam się zapytać o kurs... mam 15 lat, och cudownie, na pewno coś znajdziemy, tyle i tyle od września, zapraszamy, zadzwoń to umówimy cię na rozmowę, dziękuję do widzenia. To moje do widzenia zawsze z intonacją wznoszącą. To takie ciepłe, pełne nadziei i zachęty. I miłego dnia, przeciez wszyscy zasługują na miły dzień.



Jestem tu www.all-is-pretentious.blogspot.com

Tu tylko narzekaczka-szczekaczka, metaforka, pierdołka, po co interpunkcja, przecież się spieszę. O.

ale żeby nie było - generalnie to jestem szczęśliwa. nie boję się, więc jest pięknie. naprawdę.

jesteście?















piątek, 16 sierpnia 2013

neverletmego

I znów tak strasznie brakuje mi własnego miejsca na ziemi. Dziś kończy się niemalże idylliczny, trzytygodniowy urlop domowy. Już znów Tu nie jest Moje. Na dniach powrót na wynajem, na podwórkowe krzyki, dziecięce tupoty, niewłasność, niezręczność, nasłuchiwanie, trzaśnięcia od strony tylnego wejścia, wszechobecny kurz. NieDoDomycia. Nie Do Dom Ycia. Nie Bo Dom...

Kolą w oczy wszystkie mijane strony i zdjęcia z wyposażeniem wnętrz. Własnoręcznie pomalowane schody, własny wieszak na kurtki w przedpokoju. Własny brud, deska do krojenia, kosz na pranie, kozaki w progu. Firanka wylatująca w powietrze, za krawędź.

Od wczoraj kolejne zdefiniowane zaburzenie . Krótki artykuł, szybka diagnoza. Mija po 40., ponoć. 
Teraz siedzę i myślę, czy to jeszcze ja. I czy będziesz mnie traktował tak samo.

Wczoraj jeszcze mi się chciało. Dziś już nic się nie chce. 
A to dopiero piątek. Do wiru zajęć jeszcze dwa okrutne dni.



Nowe przedmioty, po co to było. Wszystko w pył. Wszystko i tak będzie zepsute. 





wtorek, 23 lipca 2013

Kinging

Jedno z najlepszych odczuć w życiu: kiedy zupełnie niespodziewanie znów zaczyna ci się chcieć.

Uważnie słuchać, dużo czytać, rozmawiać, smacznie spać, starannie się ubrać, smakować jedzenie, coś wymyślać i nie martwić się. Żyć po francusku.

Chwilo? Bądź jeszcze.




Kronika drobiazgów:
piwo z limonką i koraliki




dzień narodzin księcia
taaak

niedziela, 21 lipca 2013

Pilipipili

Nie, nie chcę dziś tworzyć kolejnego "obrazka z wystawy", obrazka z życia; że wyszedłeś po papierosy, że łóżko nie chce się samo pościelić, że od trzech dni znów cię kocham, że słońce wdziera się w nasze ściany i rozprasza niedzielę.

Ale zastanawiam się trochę, co się zmieniło. Tak na porządnie, nie nabylejak się staram zastanawiać. Dziś mijają dopiero trzy miesiące odkąd pierwszy raz cię zobaczyłam (biję się z myślami, pisząc to, że ten blog staje się blogiem o tobie, nie o mnie, a tego nie chcę). Trzy miesiące to straszliwie śmieszna liczba, jak na to jak się zachowujemy. Jeszcze tydzień temu chciałam cię strząsnąć jak brzęczącą muchę z rękawa, dziś myślę o tobie ciepło. Co się zmieniło? Już znów przyzwyczajenie do miłości. Kilka słabych lat oczekiwania na jej powrót, a kiedy jest, wszystko powszednieje. Uczę się rozumieć te mechanizmy. Uczę się słuchać, ale bardzo, bardzo, bardzo upornie. Widzę w sobie dużo wad, ale nie wzdragam się już przed negatywnymi spojrzeniami przechodniów. Rzadko śpię sama, jedzenie zużywa się prędko. Nie, bełkot. Nie do ogarnięcia zmianowość, jest tylko namacalna zmiennocieplność. Raz jestem zimnym gadem, raz puchową kulką. Aha, a to wszystko takie kruche... Wystarczyłoby by w czwartek samochód uderzył w całe ciało.





Nadal nie wiem, co z tą blogową kwestią. Nęci mnie coś nowego, z drugiej strony nie wiem, na ile mam zapału. Chciałabym mieć i miejsce na łapanie chwil, by nie uciekły, i na chore metaforyzowanie, i na zdjęcia i na fantazję i na peplanie. Ale żeby trzymało się to wszystko jakiegoś systemu Deweya, czy coś. System musi być, od linijki. I chcę Was tu, chcę żebyście byli, i ja chcę częściej żyć Waszym pisaniem. Bo piszecie pięknie i mądrze.



Kolekcja drobiazgów:
dwie małe, bardzo drogie czekoladki z Włoch
Le Monde rano na stole w kuchni



PS.Chyba chcę ci dać wszystko, co najlepsze we mnie. Zasługujesz na to, bardzo.

środa, 17 lipca 2013

???

Chciałabym wrócic do jakiegoś regularnego blogowania. Brakuje mi tego. Brakuje mi albumu do kolekcjonowania chwil, ale czy w takim miejscu można sobie pozwolić na szczegóły? No i ta regularność. Napiszę trzy posty i tyle tego. Tak jak bywa zawsze. Kpiący ze mnie adres tego miejsca wciąż mi przypomina o słomianym zapale, o własnej zmienności. Joy by choice? Powoli wracam na tę ścieżkę, ale byłoby błędem nakładanie na siebie challenge'u zbierania codziennych pozytywności. Bo co z bólem, co z tymi wszystkimi kwasami, a co jeśli znowu zacznę się bać, albo naprawdę przestanę kochać. Rytualność, regularność... No i trzeba byłoby przemysleć formę. To miejsce znów mnie gryzie. Szata i ciągłe metaforyzowanie, strumień świadomości, myśli. Skoro tak łatwo przychodzi mi pseudopoetycki bełkot dlaczego nie piszę już wierszy, opowieści? Od tak długiego czasu nic... Tylko tutaj. Takie wzgardzane słowa, wyrzucane jak dzieci zaraz po urodzeniu. Bez formularza adopcyjnego. Czy chciałabym pisać? 
Czy chciałabym być Jeanette Winterson, Margaret Atwood? 
Cóż robić.
Zmienić miejsce? Nakładać na siebie ramy. Uwielbiam katalogowanie, etykietowanie, porządek. 
Tu piszę o stylu, tu o kartkach, tam o sobie. 
Kolejny deal z własną nieregularnością? Codziennie joga, codziennie medytacja, codziennie pisanie. Niecodziennie obiad. 
Te ramki, ten tabelki, te okienka z zawartością czysto sieciową, czysto wirtualną. Nie mam zdrowia do dzienników na papierze. Ale tu, jakby nic nie do końca, jakby nic nie namacalne. 

Może macie jakiś pomysł? jesteście tu w ogóle, Czytelnicy? Tak czesto mam wrażenie, że krzyczę do białej ściany. 


piątek, 5 lipca 2013

Blan page

Nie wiem z czym bardziej walczę - pesymizmem, czy optymizmem.

Gdy poranek jest piękny i świeży, a dzień nawet pomyślny, wieczorem musi się coś zepsuć.
Gdy gra w pracy i finansach w relacjach musi się coś zepsuć. Przecież to cholernie oczywiste,
Przecież ja to wiem. Dlaczego usiłowaliście mi wmówić, że

Nie, ten wieczór nie będzie zmarnowany, nie będzie zmarnowany, nie będzie zmarnowany, nie będzie zmar...

Mówiłam, ze wolę burzę, a nie takie powolnie dochodzenie do grzmotów, obrzydliwy, zatruty kapuśniaczek.

Napisałam wróć, ale nie jest lepiej. Więc po co. 
Grasz, muzyka coraz głośniej. Wychodzę do kuchni. Osiemset pytań do siebie, niezliczony raz w tym tygodniu. W końcu włączam głośno piosenkę, zagłusza twoją. Bierzesz słuchawki, grasz zapamiętale, mimo nich słyszę to niesłychanie irytujące dudnienie. Ziewasz i ostentacyjnie spoglądasz na zegarek. Niby nic. Pytasz, odpowiadam, głośno walę w klawisze. Wszystko na bieżąco. Muzyka, gry, muzyka, gry, muzyka, gry. I ja z moim kwartalnikiem literackim, Chopinem, Bonem Iverem, zadzieraniem nosa, braniem wszystkiego we własne ręce, bo przecież na nikim nie można polegać. Moja wina, moja wina. A pomiędzy tym wymyślna miłość, czasem tam uszczęśliwiająca, tak nie na miejscu. Czasem.

Patrzę na ciebie badawczo. Ostatnia szansa. Uleciała w mieszających się dźwiękach. 

Jeff, Jeff, śpiewaj mi, utul mi, bądź mi, zakryj mi oczy, serce. 









maybeebabee

5:50 - dzwoni twój budzik
5:52 - słyszę małego, podwórkowego kota; czy to ten bez ogona?
6:04- wtulam się

brzęk naczyń, kroki, głosy, twoja skóra
jest cudownie rano, cieszę się na nowy dzień - ja?!

ostatnio wszędzie widzę martwe zwierzęta - zająca, pisklęta, ptaki, myszy
gdzie nie pójdę - mała, niesłodka trupiarnia

8 rano, już byłam na ulicy, już rzucałam się w oczy, już biegłam z tobą

papieros na przystanku, sztampa
w powrotnej drodze rozczochrany na gałęzi ptak

8:24 - dźwięk wiadomości, znów jesteś

umyć włosy, zjeść śniadanie, iść po dobre wiadomości






środa, 26 czerwca 2013

Sobluetoo


I just don't feel like I can make it no more

I just don't feel like I can make it no more


Well, it's true I have a lover
And it's true I have my family
And it's true they all love me
But I just don't feel like I can make it no more



Well I have my health and I know that's a lot for sure
And I have everything to be grateful for
And feeling this way has got me facing the floor
Cause I just can't figure out why I can't make it anymore



Well it's true I have a bed
And it's true the roof over my head
And it's true that I am always fair
But its just this heavy old feeling of dread



wtorek, 25 czerwca 2013

Neveragaintuit

Znów w łóżku do drugiej, choć potem niewiele więcej. Papieros "poranny", bo przecież musisz zapalić, wychodzę więc z herbatą w deszcz. Powinności ześlizgują mi się z ramion, usypują stos pod stopami, wystarczy podłożyć ogień. Czy jestem przekonana? Do ciebie tak, do życia nie. Ale muszę grać determinację i pewność. Matki mają intuicję jedyną w swoim rodzaju, ale raczej odmrożenie sobie uszu, bo chce się wierzyć, bo pamięta się strach, musi się go pamiętać, by nie zbliżać się do ognia. Tak, a więc to jest dorosłość. A przecież miałam być kimś innym. Miałam grzecznie uczyć się i gwiazdorzyć literacko, wszystko stopniowo i po kolei. Aż do normalnej kolei rzeczy. Jakiej? Teraz mam ciebie i tylko to. Brak sił dla innych, brak sił dla siebie. Mówisz głośno, nie pozwalasz mi płakać. Trzęsę się, ale tylko chwilę. Teraz śpisz, pod zielonym kocem moim, marzysz o byciu dzieckiem. Tak jak ja. A teraz obojgu nam zsypie się niebo na głowę, to zgruzowane w pył. Obojgu, bo tak powiedziałeś, że już nigdy nie będę z niczym sama.
"z kimś, z kim rozstaniesz się teraz, czy później..." - pisze ona
Czy można być bardziej zagubionym? 
Nie wiem.
Zawsze można bardziej.
Tylko strach śpi, coraz mniejszy, coraz bardziej obcy. Nie musi być. Sama się unicestwię. 
Bo to się wszystko przecież źle skończy.




.forever young.


wtorek, 18 czerwca 2013

WILYANADYA

"W osiemdziesiątym piątym roku wyfrunąłem z domu jako młody, choć metrykalnie dorosły, człowiek, dwudziestojednoletni, bo czegoś mi się chciało w życiu, a nie wiedziałem, czego. Jak każdy przyzwoity młody człowiek miałem samobójcze myśli, niezbyt natrętne, ale miałem, nie chciałem służyć dwóch lat w wojsku, odczuwałem brak sensu życia i pomyślałem, że może włóczęga mi ten sens da - i właśnie ona dała mi go aż nadto. Do dziś myślę, że najmądrzejszą rzeczą, jaką zrobiłem poza spłodzeniem dzieci, było to, że jako ten młodzieniec wybrałem życie dzikiego włóczęgi".

Jacek Podsiadło



Tumblr


Z tym, że jest coraz trudniej, trudniej już chyba być nie może.



poniedziałek, 10 czerwca 2013

Timbling

Chwila wymuszonej pracy, a potem godziny znużenie zmarnowane. Mijają dni, a ja wciąż niepewnie, tylko tu i teraz. Od miłości i z miłości, lekkim bólem gardła, niedojadaniem, łóżkiem, kałużą i wiecznym "od jutra". 

Znów zbliża się prawdziwe życie.




Jeżeli porcelana to wyłącznie taka
Której nie żal pod butem tragarza lub gąsienicą czołgu,
Jeżeli fotel, to niezbyt wygodny, tak aby
Nie było przykro podnieść się i odejść;
Jeżeli odzież, to tyle, ile można unieść w walizce,
Jeżeli książki, to te, które można unieść w pamięci,
Jeżeli plany, to takie, by można o nich zapomnieć
gdy nadejdzie czas następnej przeprowadzki
na inną ulicę, kontynent, etap dziejowy
lub świat

Kto ci powiedział, że wolno się przyzwyczajać?
Kto ci powiedział, że cokolwiek jest na zawsze?
Czy nikt ci nie powiedział, że nie będziesz nigdy
w świecie
czuł się jak u siebie w domu?

S. Barańczak


piątek, 7 czerwca 2013

Xchetacher

Mrożona kawa z wiśnią i nowa książka ratują mnie od zależności. Źle dobrana szminka za grosze i mierzenie bluzek już nie. To takie przewidywalne, znowu ja bardziej, znowu ja potrzebuję, znowu ja puścieję bez. A w zamian okolicznościm mogę dać tylko ślepą wściekłość, wytonowany niżej głos cedzący słowa niby-szczere, niby-bolące. Byle zepsuć nie tylko sobie. 

Słabość, wspólność, nużność. 

Codzienność taka sama, po jakimś czasie już wszystko było. Pierwsze obrzydzenie, pierwsze znużenie, szybkość chwilowa. Śpisz obok, a potem znów jestem mała i sama. Wsłuchuję się wieczorami w kaszlący głos sąsiadki z boku wołającej obojętnie "Eeeemek! Eeeeemek! Emanuel, już!". Nie mogę się skupić na działaniu, litery przelatują jak kule przez głowę, palce rozsypują się na sieciowe bzdury. Duszący zapach farby, znów zbyt gorąco. A tu pisarstwo musi odchodzić, a tu decyzyjność, a tu działanie i pewność swego, pewność kroków. Skąd to brać do cholery. Jest ślizganie po powierzchni, na które nie ma czasu, bo jest życie. Tam siam ę - skończę źlęęę...

Przedwczoraj czułam się taka odpowiedzialna i duża, praca z satysfakcją, satysfakcja z pracą. Na to ty - nijaki, innobajkowy innowierca, gówniarz prawie. Zjadasz mi obiad, zjadasz mi oczy, gadasz, taki sam. Supłałam myśli, cedziłam słowa, wysuwałam dotyk. Ale potem znów miłość, oj jak gwałtownie, spokojny sen bez wyrywania kołder, zmęczenie, bóle mięśniowe, codzienność, wyzwania, czyli głupie gadanie. Strata czasu. Wszystko to tylko strata czasu. 

Chce mi się wykasować wszystko, co o tobie pisałam. Jesteś niczym tylko najważniejszym. Najbardziej znużona kolokacja świata.


Tumblr_mh4spfz1pm1r6ksmao1_500_large

The sh*t we do could warm the sun
Ha ha


do doorododoo do dorododododo





czyli po chuj ma być dobrze skoro mogę pomarudzić


Howduk


Szedłem Czterdziestą Drugą Ulicą, gdy zapadał wieczór. 
Po drugiej stronie jezdni był Bryant Park. 
Za mną szło dwóch mężczyzn 
i dobiegł mnie fragment ich rozmowy: 

"Najważniejsze - mówił jeden z nich do swego towarzysza - 
to wiedzieć, czego chcesz 
a potem się tego trzymać. Trzymać! 
I w końcu na pewno ci się powiedzie".


Odwróciłem się, żeby spojrzeć na tego, który dawał tak dobrą radę 
i nie zdziwiło mnie, że jest człowiekiem starym. 
Ale jego towarzysz 
któremu tak gorąco jej udzielał 
był równie stary; 
i wtedy wielki zegar na szczycie domu zalśnił 
po drugiej stronie parku.




Ch.Reznikoff




A jak się dowiedzieć?







wtorek, 28 maja 2013

Samsonite



2 hour long conversations


On the phone

Can't get you outta my mind

Baby are you feelin me, 
Feelin you
Everything you say and
Everything you do
Gets me lost in you days at a time
Tell me are you feelin me,
Feeling you




niedziela, 26 maja 2013

Part when I know that no place do



Śpisz przy mnie późnym popołudniem, w czasie zupełnie poza jakimikolwiek ramami. Świat zmienił się zupełnie, nigdzie nie ma "u siebie", nawet wewnątrz. Wspominamy okres sprzed kilku tygodni jak sielankę, choć wówczas na pewno tak nie myśleliśmy. Ale żadnego porównania z dzisiejszą koleją rzeczy. Dziś już zostanę sama. Wiruję w betoniarce, obce ściany, obce zapachy, nasłuchiwanie głosów i kroków. Ktoś coś mówi o przyzwoitości i dobrym prowadzeniu się. Uśmiecham się gorzko, całkiem obolała. Obcy zegar odmierza zupełnie obcy czas. Kroki w mieście, którego kompas zawrócił mi igłę magnetyczną.

I ta wiadomość o zniknięciu małego istnienia. Czy zapeszyliśmy wszyscy ciesząc się zbyt wcześnie, czy to wina obrzydliwego świata, obrzydliwej kolei rzeczy, czy przypadku... Jak mogło się stać, jak to mogło się stać. Gdy myślisz, że już wszystko, okazuje się, że nic. Wszystkie klamerki wiszą na jednym sznurku, wystarczy, że zerwie się jeden koniec i... 

Oddychasz prawie spokojnie, ja chwytam powietrze jak ryba. Intensywnieje światło, razi barwa obcych kątów. Różowe firanki.
Ultimatum i manipulacja.

Śpij. Zleję się z promieniem, który strącasz z ramienia.


Large

poniedziałek, 20 maja 2013

Thisandthat

Jesteś przy mnie, tak blisko, tak codziennie. Może już za bardzo cię znam? Jesteś, jesteś tu, nie zostawiasz.

Wieczór ze łzami na posadzce łazienki, rano dom jest jeszcze twój, wieczorem już nie. Najszybszy dzień świata, 20 maja. Z domu do domu, nieoczekiwana zmiana adresu. Czy w tym szaleństwie jest metoda?

Huśtamy się po tej samej prostej. Twoje do przodu jest moim do tyłu, a jednak nie było bliżej. Nie było nigdy przyjaźniej. 

I wiersz, napisany pierwszy od długiego czasu. I derealizacja, o której nie mam czasu myśleć.
Czerwony zwierz kokosi się gdzieś w środku, czeka na moment demobilizacji, by wprowadzić destabilizację. Sierżancie, zwolnijmy.

Wpadłam w sam środek bębna od pralki, wiruję, dostaję po policzku mokrym rękawem, w oczach mydliny. Ciągły szum. Posuwamy się dalej. 



niedziela, 12 maja 2013

The world to move it on



Widzę krople w kałuży oddalonej o 100 metrów. Znów oczekiwanie jest moją porą. I moją porą jest strach.  
Przypieram cię do muru - tego z cegieł i tego z metafor. Próbuję różnych sznurków, a teraz sama widzę, że może za szybko, za blisko. Jest trochę inaczej we mnie, ale poza tym zupełnie tak samo. Choć nauczona doświadczeniem, ale za to twoje palce wędrują tak samo jak tamte. 

Ach, no tak - strach. Strach i prędkość, czyli niedokładnie umyte włosy, zabójcze słońce, 22:29, wymigiwanie się od obowiązków. Czyli znowu strach, bardzo brzemienna w skutki gra na zwłokę, płacz w łazience - dzięki Bogu za chłód kafelków. Mam wyprowadzić się z domu - dokąd? 

Ławki, huśtawki, ciągły zapach papierosów- czy tak, to miłość, czy tak to tak to tak to. Pesymizm, na pewno. Bezwiedne wystawianie na próby i ciągłe nienasycenie, a ty taki grzeczny i taki piękny. 

Słowa posłusznie ustawiają się w rządku (w związku), a przecież miało być bez słow. Bez mała, bez słów. 

Źle skończymy - mówię  ci  to codziennie.
Wiem. Będzie dobrze - odpowiadasz trywialnie, ale wiem, że masz rację. 







piątek, 3 maja 2013

Shadows on your neck



Shadows on the wall
Noises down the hall
Life doesn’t frighten me at all


Panthers in the park
Strangers in the dark
No, they don’t frighten me at all.


Don’t show me frogs and snakes
And listen for my scream,
If I’m afraid at all
It’s only in my dreams.





Tak potrzebne. Tak proste.



W tej miłości nie będzie strachu.



niedziela, 28 kwietnia 2013

Allinall

Przyzywanie zimy odnosi skutek, wszystko idzie zgodnie z planem, myśli dają się ułagadzać. 

Wu wei wu wei wu wei wu wei... huśtam się rytmicznie dystansując się od Twoich myśli, jeszcze nie wypowiedzianych, jeszcze chwilę

Już. 

Może jesteś psychopatą, może jestem wariatką. Znasz wszystkie odpowiedzi z quizu o świecie, a ja uciekam wzrokiem. 

Geniuszem można być i w Koziej Wólce. Harmonia się nie psuje, harmonii nigdy nie ubywa, jeśli się od niej nie ucieka. 

Widziałam ten błysk, znam go. Twarde usta, gwiazda, zbyt mocne papierosy i cynamon.

Nerwowy śmiech i ciało, które mówi, że cię chce. 

Wu wei... wu wei... wu wei...




środa, 24 kwietnia 2013

Playwright

Czas płynnego przechodzenia w szaleństwo. Ręce za ciężkie by je podnieść, komputer zbyt lśniący by wyłączyć, wiatr zbyt chłodny by go nie lubić. Czas mieszanych uczuć. Trzymania ich na sznurku, jak dzisiaj konia Karola i klaczy Kariny, byle nie za bardzo, ale też żeby nie cofnąć się w złym momencie jak kiedyś. Tyle zmian i tyle do zmiany, tyle do poddania się zmianom.

Stada wątpliwości jak natarczywych motyli, oczekiwanych przez całą długą jesień. Zwiastuny fałszywej wiosny. A my tak różni, śmiesznie poplątani w czyjś pomysł, we własne tęsknoty i zbyt długie czekania. 
Chwila, oddech przed startem, przed przytknięciem dłoni - oparzą się? Śmieszne różnice nie na życie, nie na to życie. Tańczę jak pijana, chora pchełka na grzebieniu, rzucam się w ciebie i wyślizguję, żeby nie poczuć niesmaku, nie dopuścić do rozczarowania. 


Tylko uwielbiam Twoje zbyt mocne papierosy. 



Tumblr_mhk24tyizc1s1wpclo1_500_large



Śmiałam się dziś jak mała dziewczynka

czwartek, 18 kwietnia 2013

Darmled


Śniło mi się wielkie jezioro na wielkiej górze. Trudno było do niego dojść. Pomyślałam, że to musi być strasznie szeroka góra, skoro jest na jej szczycie tak ogromne jezioro. Kiedy w końcu stanęłam na górze, jeziora nie było widać - tylko zimna, sztywna tafla szarej mgły, która w ogóle się nie poruszała. Dopiero po długim czasie oczekiwania coś zaczęło się przerzedzać, lekkie odblaski niezwykle szarej, szerokiej wody, bez krańca i bez początku. Równie rozczarowującej jak mgła. 




Tumblr_mkup591ppt1s2qrm3o1_500_large




piątek, 5 kwietnia 2013

Zooey



Ten moment, kiedy wybierasz przypadkową książkę (6.99zł, Real), a po przeczytaniu sięgasz przypadkowo po zupełnie inną, niedawno wydaną (39.99zł, Matras) - obie nie będące jakąś oczywistą klasyką - i w tej drugiej ni z tego ni z owego znajdujesz kilkanaście odniesień do tej pierwszej... 



i btw...

kindofinkradible:

“April is the cruellest month…”







.

.